GEOLAND Consulting International Sp. z o.o.
Partner dla Presspubliki - wydawcy dziennika "RZECZPOSPOLITA"
o
logo
 Strona Główna   O nas   Cennik modułów   Badania czytelnicze   Księga Gości 
 
Dodatki w wersji online:  Jak szukać?
--
 
 

Chciałem tego

Energia XXVIII
Dodatek reklamowy do RZECZPOSPOLITEJ.
nr 218 (5991) 18 września 2001 r.

Chciałem tego

Rozmowa z Januszem Pasternakiem, prezesem Zarządu i dyrektorem naczelnym Zakładu Wykonawstwa Sieci Elektrycznych Rzeszów Sp. z o.o.

Pan od początku kieruje Zakładem Wykonawstwa Sieci Elektrycznych w Rzeszowie?

Zgadza się.

Czyli 25-lecie ZWSE Rzeszów jest też pańskim jubileuszem?

Oczywiście. Z tym, że ja na cztery lata wypadłem i z zawodu, i z firmy. Dopadła mnie choroba.

W roku 1999 przedsiębiorstwo, którym pan kieruje, wygrało przetarg na budowę niemal stukilometrowego odcinka dwutorowej linii 400 kV Dobrzeń - Wielopole. W światku energetyków przetarg ten zyskał miano "przetargu stulecia". Realizacja tej inwestycji jest ukoronowaniem pańskiej działalności w branży energetycznej?

Tak. Ale mam nadzieję, że jeśli ktoś zada mi takie samo pytanie za lat, powiedzmy, pięć, to koronną inwestycją mojej zawodowej działalności będzie już coś innego, jeszcze bardziej prestiżowego.

Miał pan szczęście w pracy zawodowej?

Do szczęścia zaliczę niewątpliwie fakt, że po ukończeniu Wydziału Elektrycznego Politechniki Warszawskiej i kilkumiesięcznym ledwie stażu w Zakładzie Energetycznym w Rzeszowie, zostałem oddelegowany do tworzenia od podstaw Rejonu Energetycznego w Jarosławiu. Po następnych trzech latach powierzono mi stanowisko dyrektora Zespołu Szkół Energetycznych w Rzeszowie, a po kolejnych czterech zorganizowanie Zakładu Wykonawstwa Sieci Elektrycznych w Rzeszowie i następnie jego prowadzenie. Do roku 1989 wybudowaliśmy około sześćdziesięciu stacji elektroenergetycznych o napięciu 110 na 15 kV. W tychże latach wykonaliśmy też około osiemdziesięciu obiektów liniowych o napięciu 110 kV, których łączna długość sięgnęła sześciuset kilometrów. Jeśli doliczymy do tego kilkunastokrotnie dłuższe linie średniego i niskiego napięcia, to wcale gęstą pajęczyną pokryliśmy region południowo-
-wschodniej Polski. Za tymi suchymi liczbami kryje się intensywna i ciężka, bo w bardzo różnych warunkach terenowych i atmosferycznych praca setek naszych pracowników.

Po wprowadzeniu reformy Balcerowicza nie przeżył pan razem z firmą dramatycznych sytuacji?

Oczekiwaliśmy transformacji gospodarczej i byliśmy do zmian częściowo przygotowani, ale, przyznaję, że przez kilka lat walczyliśmy o byt. I akurat wtedy, gdy zaczęliśmy osiągać stabilizację, dopadł mnie wylew, więc na cztery lata pożegnałem się z zawodem i przeszedłem na rentę.

Kiedy zaczęła się kształtować pańska wizja przedsiębiorstwa?

Od chwili powstania ZWSE w 1976 roku, dążyłem do stworzenia przedsiębiorstwa liczącego się najpierw we Wschodnim Okręgu Energetycznym, a później w kraju. Inne oczywiście były cele strategiczne w latach 1976-1989, kiedy to funkcjonowaliśmy w ramach WOE i w gospodarce mocno scentralizowanej, nakazowo-rozdzielczej. Zlecenia na nasze usługi otrzymywaliśmy z zakładów energetycznych w Rzeszowie i Zamościu. Nikt w tamtych latach nie martwił się o zlecenia na roboty, a działalność gospodarcza niekoniecznie musiała przynosić zysk.

W 1989 roku sytuacja uległa radykalnej zmianie. To nie był szok?

Nie, mimo że po 1989 roku przyszło nam działać w ramach reform ustrojowych i radykalnie zmieniającej się filozofii gospodarowania, a w nasze życie wkroczył wszechwładny wolny rynek. ZWSE Rzeszów stał się samodzielnym, samofinansującym się przedsiębiorstwem, a pozyskanie robót zaczęło odbywać się w drodze przetargów. I już wtedy, w owym 1989 roku, zdawałem sobie sprawę, że nakłady na branżę energetyczną zaczną topnieć. Jeśli taki proces się rozpocznie, to naturalną koleją rzeczy inwestycji sieciowych i stacyjnych będzie coraz mniej.

Już wtedy widoczne były tego przejawy?

Obserwowaliśmy spadek tempa budownictwa mieszkaniowego, proces eliminowania firm mało efektywnych, co pociągało za sobą malejące zapotrzebowanie na energię elektryczną. Jeśli zaś malało zapotrzebowanie na energię elektryczną, to konsekwencją tego musiało być mniejsze zapotrzebowanie na nasze usługi, czyli na inwestycje sieciowe i stacyjne.

W 1989 roku staliście ciągle na jednej nodze?

Tak, bo aż 98 procent wykonywanych robót to były zlecenia z zakładów energetycznych w Rzeszowie i Zamościu.

Jakie wnioski wyciągnął pan z tych obserwacji i analiz ówczesnego rynku energetycznego?

Postanowiłem, że będziemy oferować swoje usługi wszędzie w Polsce i wszystkim. Ale kryzys dotknął w Polsce wszystkie branże. Przed firmą należało więc wytyczyć nowe cele strategiczne. Na początku lat dziewięćdziesiątych podjęto kilka prób restrukturyzacji ZWSE Rzeszów. Rzecz w tym, że prowadzone one były w sposób zachowawczy i bez większego przekonania, że przyniosą efekty ekonomiczne.

Z powodu choroby był pan wtedy poza przedsiębiorstwem?

Tak.

Co pan zrobił po powrocie?

Po powrocie w 1994 roku opracowałem program restrukturyzacji. Zakładał on ograniczenie zatrudnienia, zmiany organizacyjne, wyzbycie się zbędnego majątku, poprawę efektywności gospodarowania, czyli minimalizację kosztów, pozyskanie nowych technologii, rozszerzenie usług, itp. Wtedy też usilnie zastanawiałem się, gdzie szukać drugiej nogi, na której można byłoby oprzeć przedsiębiorstwo. Zadawałem sobie pytania - jak rozszerzyć zakres usług, z jaką branżą jest nam najbardziej po drodze? I szybko znalazłem odpowiedź. Po drodze było nam z telekomunikacją.

A współczesna telekomunikacja to światłowody.

No właśnie. W 1995 roku udało nam się sprzedać Urzędowi Miasta Rzeszowa należące do nas obiekty Zasadniczej Szkoły Energetycznej. Za uzyskane z tej transakcji pieniądze kupiliśmy urządzenia do montażu przewodów światłowodowych, do ich spawania i inny konieczny osprzęt. Kadra techniczna naszego przedsiębiorstwa zaczęła się uczyć projektowania oraz techniki i technologii budowy teletransmisyjnych linii światłowodowych. Jeszcze w tym samym roku, czyli 1995, przystąpiliśmy do instalowania pierwszych światłowodów na liniach energetycznych wysokiego napięcia, a już w następnym posiadaliśmy na te prace certyfikaty czołowych światowych producentów światłowodów - niemieckiego Alcatela, fińskiej Nokii, brytyjskiego Focasa, amerykańskiego Alcoa Fujikura.

Kto do tego momentu miał w Polsce patent, to oczywiście umowne słowo, na te roboty?

Przede wszystkim ELBUD-y i ZWSE-sy w Olsztynie i Łodzi, które okazały się pod tym względem szybsze od nas.

Przełamał pan dominację ELBUD-ów?

Tak wyszło. Szczególnie od momentu, gdy zawiązaliśmy konsorcjum ze wspomnianymi pokrewnymi nam firmami w Olsztynie i Łodzi. Z ELBUD-ami konkurujemy, co wcale nie znaczy, że jesteśmy przeciwko sobie. Są sytuacje, na przykład w przypadku dużych inwestycji, że zawieramy partnerskie sojusze i wspólnie realizujemy budowę.

W 2001 roku minęło sześć lat od kupna urządzeń do montażu światłowodów. Ile traktów światłowodowych wybudowaliście w tym okresie?

Ponad trzydzieści, o łącznej długości ponad tysiąca kilometrów. Najdłuższy liczy sto sześćdziesiąt kilometrów, a zainstalowany został na linii energetycznej o napięciu 220 kilowoltów, biegnącej przez tereny województw południowo-zachodniej Polski, z Mikułowa przez Cieplice, Boguszów, Świebodzice do Klecin. Nie jest to jeszcze szczyt naszych marzeń.

A co nim jest?

Wybudowanie tysiąca kilometrów traktu światłowodowego w ciągu roku.

Musiałby pan kilkakrotnie zwiększyć w firmie zatrudnienie.

W przypadku dużych robót zawieramy sojusze z innymi przedsiębiorstwami z naszej branży.

Tak duża inwestycja możliwa jest w Polsce?

Pan pytał o "szczyt marzeń", nie o miejsce jego realizacji. Dla nas jest obojętne, gdzie by to było. Ważne, żeby takie zlecenie dopaść. Cały czas myślę o tym, by wesprzeć przedsiębiorstwo na solidnych nogach. Powoli to się udaje. W 1998 roku roboty związane z technikami światłowodowymi stanowiły już 63 procent wszystkich robót. Przestaliśmy być monoprodukcyjni, a nasz byt przestał zależeć od jednego zleceniodawcy.

Pierwszego listopada 1999 roku zakończyliście proces prywatyzacji i tegoż dnia z przedsiębiorstwa państwowego Zakład Wykonawstwa Sieci Elektrycznych Rzeszów stał się spółką z ograniczoną odpowiedzialnością, czyli firmą prywatną, niezależną i samorządną. Był to dla pana najważniejszy rok w dekadzie lat dziewięćdziesiątych?

Każdy rok był ważny, bo albo niósł ze sobą coś nowego, albo stawiał wyzwania, które musieliśmy pokonać, albo dochodziło do wydarzeń, które przyspieszały nasze zamierzenia. W roku 1999 sprywatyzowaliśmy przedsiębiorstwo, ale też uzyskaliśmy Certyfikat Jakości ISO 9001 nadany przez niemiecką jednostkę certyfikującą TÜV Management Service GmbH w Monachium. Z pewnością był to rok, w którym ukoronowaliśmy przebudowę przedsiębiorstwa, nadaliśmy mu nowy wymiar. Działamy w realiach gospodarki rynkowej, której podstawą jest konkurencja.

Jedenaście lat temu, gdy nastała nowa rzeczywistość gospodarcza, dopuszczał pan do siebie myśl, że w ciągu tylu lat uda się panu przemodelować firmę, dostosować ją do wymogów nowoczesności, wolnego rynku?

Chciałem tego. Ale bardzo istotne jest, że chciała tego również cała załoga, która wyraziła zgodę na konsekwentne wdrażanie trudnego programu restrukturyzacyjnego, nie zawsze zgodnego z jej oczekiwaniami.

Miał pan jedenaście lat temu świadomość, że ZWSE Rzeszów jest jednym z nielicznych wykonawczych przedsiębiorstw budowlano-montażowych w województwie podkarpackim, pozostającym w tak świetnej kondycji?

Chciałem tego i jestem niepomiernie szczęśliwy, że tak jest. Jest to też sukces wszystkich współpracujących ze mną kolegów spoza ZWSE oraz wszystkich pracowników naszej firmy.

A czy myślał pan wówczas, że w 2001 roku ZWSE Rzeszów przestanie być lokalną firmą i będzie prowadził działalność w całej Polsce?

Chciałem tego i konsekwentnie dążyłem do celu.

I że w tymże 2001 roku pańska firma będzie budować dwutorową linię 400 kV, jedną z największych sieciowych inwestycji przełomu XX i XXI wieku?

Chciałem tego, marzyłem o tym. I teraz okazuje się, że stało się to realne, że jest to rzeczywistością naszego przedsiębiorstwa.

Trzydzieści osiem lat temu kończył pan Technikum Mechaniczno-Elektryczne w Rzeszowie i jechał do Warszawy na egzaminy wstępne na Wydział Elektryczny Politechniki Warszawskiej. Wiedział pan wtedy, czego chce?

Chciałem być dobry w swoim fachu.

Chciał pan wtedy budować trakty światłowodowe w całej Polsce?

Nie.

Niby dlaczego?

Ponieważ wtedy nikt nie miał jeszcze pojęcia o światłowodach. Być może świadomość faktu, że coś takiego jest możliwe, tkwiła w zaciszu jakiegoś laboratorium.

Rozmawiał Jacek Skowroński

 

Zakład Wykonawstwa Sieci Elektrycznych Rzeszów Sp. z o.o.
35-105 Rzeszów, ul. Przemysłowa 1
tel. (017) 850-49-00, fax (017) 862-67-83
e-mail: [email protected]
www.zwse.rzeszow.pl