20 lat resortu ochrony środowiska

Ochrona Środowiska XVIII
Dodatek reklamowy do RZECZPOSPOLITEJ.
nr 268 (6648) 18 listopada 2003 r.

20 lat resortu ochrony środowiska

Rozmowa z dr. hab. Krzysztofem Szamałkiem, sekretarzem stanu w Ministerstwie Środowiska

Dwadzieścia lat temu powstał resort ochrony środowiska. Nikt wówczas nie przypuszczał, iż Polska będzie członkiem Unii Europejskiej. Jak pan ocenia ten okres w polskiej ekologii?

To prawda, dwadzieścia lat temu nikt nie sądził, że Polska będzie członkiem UE, tylko marzyciele i fantaści wyobrażali sobie porządek świata taki, jaki stał się on po 1989 r. Wówczas, 20 lat temu, filozofią funkcjonowania gospodarki centralnie planowanej w kraju było czerpanie z zasobów bogactw naturalnych bez jakichkolwiek ograniczeń i rygorów. Zakłady przemysłowe zanieczyszczały atmosferę, zrzucały ścieki do rzek, budowały hałdy odpadów nie ponosząc żadnych opłat z tytułu korzystania z zasobów naturalnych. Dopiero raport U Thanta „Człowiek i jego środowisko”, raport Klubu Rzymskiego ukazały przerażającą wizję świata, który zbliża się do samozagłady. Wtedy pierwszy raz na forum międzynarodowym pojawiła się kwestia globalnych problemów środowiskowych. W odpowiedzi na nie zaczął organizować się ruch naukowców, którzy starali się wpłynąć na elity polityczne.

Także w Polsce wskutek nacisków uczonych władze rządzące zrozumiały potrzebę utworzenia urzędu, który zająłby się sprawami ochrony środowiska. W 1983 r. powstało Ministerstwo Administracji, Gospodarki Terenowej i Ochrony Środowiska. Problematyka ekologii zaczęła się dobrze implementować w warunkach Polski. Te wszystkie działania wymagały kontaktu ze światem zewnętrznym, nawiązywania rozmów, wymiany doświadczeń, zawierania umów.

Pierwsze nasze umowy bilateralne dotyczyły współpracy w bliskim sąsiedztwie na granicy z byłą NRD i Czechosłowacją. Mieliśmy problemy z eksploatacją węgla brunatnego w Worku Żytawskim, były problemy zanieczyszczeń transgranicznych na rzekach oraz do powietrza. Katastrofa ekologiczna w Górach Izerskich stała się wspólną międzynarodową troską Polski, NRD i Czechosłowacji.

Nikt nie przewidywał, iż po 20 latach współpraca międzynarodowa obejmie tak wielki obszar działań współczesnej cywilizacji. Trudno sobie teraz wyobrazić myślenie o przyszłym rozwoju państw bez aspektu środowiskowego. Przyjęcie tezy o zrównoważonym rozwoju podczas Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro w 1992 r. i 10 lat póżniej w Johannesburgu na wielkiej światowej konferencji nazwanej „Szczytem Zrównoważonego Rozwoju” staje się kamieniem milowym w rozumieniu spraw zarządzania środowiskiem.

Jak świat dochodził do samej definicji o zrównoważonym rozwoju?

Najpierw była to kwestia ogólnych tez o konieczności harmonijnego współistnienia człowieka ze środowiskiem, potem mówiono o ekorozwoju. Wreszcie doszliśmy do zrównoważonego rozwoju wraz z jego zasadami: zanieczyszczający płaci, najlepsze dostępne techniki, zintegrowane pozwolenia ekologiczne itd. To wszystko obecnie jest przez świat powszechnie akceptowane. W kategoriach mentalnych i politycznych dokonała się duża skala przemian.

Czy na tyle, ile byśmy oczekiwali? Zapewne nie.

W Paryżu w tych dniach odbędzie się spotkanie ministrów środowiska Europy na temat zrównoważonego rozwoju. Będzie pan uczestniczył w obradach. Co nowego możemy wnieść do tej dyskusji?

Będą to rozmowy tzw. okrągłego stołu na które zaproszono kilkanaście osób z Europy, w tym ministrów środowiska z Danii, Szwecji, Holandii, Norwegii oraz przedstawicieli ONZ. Temat spotkania jest ciekawy: czy rozwój zrównoważony jest możliwy do osiągnięcia według dotychczas zapisanych kryteriów – dodajmy bardzo wyśrubowanych i ambitnych. A jeśli nie jest możliwy, to czy w dalszym ciągu należy tak formułować cele jak do tej pory, czy też bardziej je dopasowywać do możliwości finansowych, barier psychologicznych ludzi żyjących na określonych obszarach. Uważam, iż z tym osiągnięciem celów zrównoważonego rozwoju jest tak, jak z widnokręgiem. Im się bardziej się do niego przybliżamy, tym bardziej się oddala. Ciągle wytyczamy sobie nowe zadania do realizacji, bo świat się dynamicznie rozwija, rośnie liczba ludności, ale też rośnie ilość zanieczyszczeń, produkujemy coraz więcej odpadów, mimo stosowanych technik ich zagospodarowania, metod recyklingu.

Poprzeczkę w ekologii stawiamy coraz wyżej. W jakich obszarach będzie nam najtrudniej?

Głównie w obszarze gospodarki wodno-ściekowej. Czeka nas realizacja ramowej Dyrektywy Wodnej. W części administracyjno zarządzającej w zasadzie wypełniliśmy wymagania stawiane nam przez UE, wprowadziliśmy zlewniowe zarządzanie. Natomiast pozostaje kwestia zbudowania lub zmodernizowania oczyszczalni ścieków w każdej miejscowości liczącej powyżej 2 tys. mieszkańców. Na razie zajmujemy się obiektami o największym ładunku zanieczyszczeń w ramach Funduszu Spójności oraz w ramach funduszu ISPA, z którego są jeszcze realizowane projekty. Natomiast kiedyś będziemy musieli zaopiekować się małymi miejscowościami. Powstaje problem, jak zapewnić rentowne funkcjonowanie takich oczyszczalni w małych miejscowościach, żeby nie było konieczności dopłacania do ich działalności. Tym bardziej że pomoc publiczna, czyli subsydiowanie po wstąpieniu do UE stanie się już problemem. Druga kwestia to zapewnienie właściwej jakości wody do picia. Nawet jeśli nasza woda w wodociągach spełnia kryteria unijne pod względem fizykochemicznym, to nie spełnia ich w kategoriach organoleptycznych. W większości stacji uzdatniania wody używany jest chlor. Trzeba będzie przejść na inne technologie, które w Europie są znane, nawet jeśli są droższe.

Musimy uporać się także z zanieczyszczeniami pochodzącymi z rolnictwa oraz odpadami. Tu czeka nas kwestia konieczności osiągnięcia określonych poziomów odzysku, po to żeby Polska nie płaciła wysokich kar do UE. Przetwarzanie odpadów, unieszkodliwianie starych wysypisk, zmniejszanie ich objętości, odzyskiwanie z odpadów tego, co jest składnikiem użytecznym, uzbrajanie i ochrona terenów, na których wysypiska się znajdują – to olbrzymi obszar działania.

W ochronie powietrza mamy sytuację stosunkowo niezłą. Ostatnie 10-12 lat to okres intensywnych inwestycji w energetyce.

Powiedział pan, że nasza współpraca z zagranicą była początkowo skromna, ograniczała się do najbliższego sąsiedztwa. Jak pan minister ocenia ją obecnie?

Przede wszystkim dużą pomoc uzyskaliśmy od państw, które przystąpiły do ekokonwersji. Są to Stany Zjednoczone, Francja, Szwajcaria, Szwecja, Włochy, Norwegia. W ciągu ponad 10 lat, od czasu powołania EkoFunduszu, (który zarządza środkami z ekokonwersji) przeznaczyliśmy na realizację ponad 800 projektów prawie miliard złotych. Mogliśmy sprowadzić z krajów – donatorów najbardziej nowoczesne technologie i urządzenia służące ochronie środowiska, które nie są u nas produkowane.

Także inne państwa współpracują z nami i okazywały nam wiele pomocy, np. w czasie wielkiej powodzi, m.in. Holandia i Niemcy. Dobre mamy kontakty z Finlandią, z Danią, która była fundatorem grantów. Zostały one przekazane na potrzeby Polski.

Współpracujemy także z odległymi krajami jak Chiny. Ostatnio mieliśmy wizytę chińskiego ministra ds. gospodarki wodnej. Mniej współpracujemy z Rosją, Ukrainą.

Jest pan głównym geologiem kraju. Czy przez te 20 lat nauczyliśmy się oszczędniej gospodarować naszymi naturalnymi bogactwami?

Na pewno tak, racjonalniej sięgamy do zasobów wód, nauczyliśmy się oszczędzać energię, wiemy, że te surowce kosztują. Wzrost gospodarczy na ten rok planowany jest na poziomie 3,5 proc., na przyszły rok – ok. 5 proc. Każdemu wzrostowi PKB musi towarzyszyć zwiększone przerabianie surowców mineralnych, bo to one są podstawowymi do produkcji energii, materiałów, surowców.

Czy są chętni na koncesje?

Obserwujemy ożywienie w procesie koncesyjnym, czyli występowania o koncesje poszukiwawcze i wydobywcze. Nie wszystkie z tych koncesji poszukiwawczych zakończą się pomyślnie, taki jest los geologa. Udzieliliśmy trzech koncesji na wydobycie bursztynu z podmorskich złóż. W listopadzie powinny rozpocząć się pierwsze prace poszukiwawcze oraz wydobywcze. Geolodzy odkryli w Polsce duże złoża ropy naftowej. I choć wydawało się, iż nasze bogactwa są dobrze rozpoznane, to nie ma roku, by geolodzy czegoś nie odkryli dzięki nowym technikom badawczym. Takim przykładem jest geofizyka trójwymiarowa. Wcześniej, przed 20 laty, nie byliśmy w stanie się nią posługiwać.

Polska jest sygnatariuszem Konwencji z Kioto, na mocy której ma prawo do handlu pozwoleniami na emisje zanieczyszczeń. Czy sobie poradzimy?

Myślę że tak. Jesteśmy w grupie tych państw, które wcześniej zaczęły się przygotowywać do handlu pozwoleniami na emisje. Mamy rezerwy, bo ograniczyliśmy emisję dwutlenku węgla i teraz nasze nadwyżki chcielibyśmy dobrze sprzedać. W ministerstwie pracuje zespół nad przygotowaniem tego od strony prawnej. Myślę, że to nam się uda… i zarobimy.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Krystyna Forowicz