Krętymi drogami do prywatyzacji Elektrowni „Rybnik” S.A.

Energia XXVII
Dodatek reklamowy do RZECZPOSPOLITEJ.
nr 141 (5914) 19 czerwca 2001 r.

Krętymi drogami do prywatyzacji Elektrowni „Rybnik” S.A.

Rozmowa z Jerzym Chachułą, prezesem Zarządu

Czym dla regionu śląskiego i dla polskiej energetyki jest Elektrownia „Rybnik”?

Mocne pytanie! „Rybnik” jest na pewno jedną z tych podstawowych, dużych elektrowni. To jest prawie 1800 megawatów mocy zainstalowanej, a ja bym wręcz powiedział, że i produkcyjnej. I jest to niskokosztowy producent energii elektrycznej. Koszty przekładają się przez taryfę na ceny, które uzyskujemy, czyli jesteśmy, krótko mówiąc, producentem taniej energii elektrycznej w Polsce. Czym jesteśmy dla krajowego systemu? Jesteśmy jedną z tych bazowych elektrowni, które tak naprawdę trzymają system i wszystkie jego parametry regulacyjne. Dla Śląska jesteśmy już bardziej namacalną, a nie jakąś anonimową elektrownią gdzieś tam w sieci. Jest to duży zakład pracy gwarantujący, po pierwsze, ludziom zatrudnienie i to w długiej perspektywie; z drugiej strony patrząc, jesteśmy w regionie, gdzie w następstwie restrukturyzacji wszystkich przemysłów ciężkich bardzo drastycznie zaczęło ubywać miejsc pracy. Po trzecie, jesteśmy zakładem, który płaci podatki. Kolejna sprawa, to fakt, iż zużywamy węgiel kamienny, którego w Polsce jest nadmiar, przetwarzając go na energię elektryczną, na czym świat trochę cierpi wskutek powstawania przy takiej produkcji emisji substancji szkodliwych dla środowiska, ale emisje te są u nas na tyle niskie, iż mamy sporo zapasu do naszych krajowych norm. Wobec tego jesteśmy czystym zakładem dla środowiska, którego stan na Śląsku był katastrofalny, ale dziś można już mówić o jego znaczącej poprawie, w czym znaczny udział ma energetyka, w tym również Rybnik z racji swojej mocy. Jesteśmy też sponsorem i mecenasem kultury, sztuki oraz sportu w całym regionie rybnickim.

Na co zechciałby pan zwrócić uwagę, mówiąc o genezie i rozwoju zakładu?

Na przełom lat 60. i 70. przypadł w Polsce, jak wiadomo, wielki rozwój przemysłu głównie ciężkiego i poszły za tym ogromne inwestycje w energetykę. I to jest czas, w którym powstały duże zakłady typu Turów, Łaziska, Rybnik i potem elektrownie z blokami 200 megawatów, jak Dolna Odra, Kozienice, Jaworzno czy Połaniec. Potem jeszcze wyłoniła się kwestia prognozy zapotrzebowania i pojawiło się Opole. W taki oto sposób wszystko się zaczęło. Elektrownia „Rybnik” miała być 4-blokowa, ale okazało się, że popyt na prąd jest znacznie większy od możliwości i stąd kolejne cztery bloki wybudowane w Rybniku w końcu lat 70. I cały czas pracowaliśmy pełną mocą.

Na przełomie lat 80. i 90. zaczęliśmy przygotowywać się do normalnej komercji w energetyce. Wyłoniła się wtedy kwestia patrzenia na koszty, efektywność inwestycji oraz wielkość zatrudnienia. I myślę, że w ostatnich dziesięciu latach nałożyło się na siebie w Rybniku kilka równoległych procesów. Podjęliśmy modernizację naszych urządzeń wytwórczych, inwestując przede wszystkim tam, gdzie trzeba było coś odtworzyć, żeby utrzymać dyspozycyjność, a z drugiej strony włożyliśmy pieniądze w to, co nam przynosiło ewidentne profity. Wtedy też wdrożyliśmy program ochrony środowiska spodziewając się, że nasze kontakty z Unią Europejską będą nieco szybsze niż to wyszło w naturze. Polska energetyka jako pierwszy sektor przemysłowy zrównała się technicznie i technologicznie z poziomem tego sektora w Europie Zachodniej. Przecież to przez Polskę podłączono energetykę krajów Centrela, jaki tworzą Polska, Czechy, Słowacja i Węgry, do systemu Unii Europejskiej. Uznaliśmy też wtedy, że skoro pryszczyca uniemożliwiała kiedyś eksport trzody, a coś innego powodowało, że nie można było eksportować wiśni, to i jakość ekologiczna naszych elektrowni może stać się przesłanką do tego, żeby nam utrudniać życie w Europie. Kierując się tym przewidywaniem podjęliśmy realizacje programu ograniczenia emisji gazowej i pyłowej oraz utylizacji popiołów. W tym celu wdrożyliśmy technologię niskoemisyjnego spalania pyłu węglowego w kotłach. Wdrożyliśmy też własną technologię suchego odsiarczania na wszystkich blokach, natomiast na czterech blokach mamy zainstalowaną drugą część odsiarczania w postaci reaktorowej, co pozwala połowie elektrowni mieścić się w normach europejskich dla starych obiektów.

To był też czas, kiedy uznano w elektrowni, że ilość pracy z powodu modernizacji zaczyna się zmniejszać. W związku z tym przestaliśmy przyjmować ludzi do pracy, a na Śląsku był to czas, kiedy dobrze płacące przemysły, jak górnictwo czy hutnictwo, wessały wszelką kwalifikowaną siłę roboczą. My poszliśmy w kierunku przeciwnym, wyprowadzając część pomocniczej działalności elektrowni do firm zewnętrznych, które liczą sobie od 8 do 12 lat i działają w warunkach rynkowych. Chcąc jednak z nami współpracować, muszą stawać do normalnych przetargów. Są to zdrowe firmy, które potrafią dawać sobie radę na rynku. Elektrownia nasza weszła w wysoką dyspozycyjność, którą wciąż utrzymujemy. Elektrownia ma najniższe w Polsce zatrudnienie na megawat zainstalowanej mocy, a byli nasi pracownicy mają zwiekszoną, że tak powiem, produktywność przez to, że pracują i na rzecz elektrowni, i na rzecz firm zewnętrznych.

Co może jest charakterystyczne? Mieliśmy tylko dwa bloki modernizowane w oparciu o średnioterminowe kontrakty z PSE. Były to chyba najtańsze inwestycje modernizacyjne w polskiej energetyce, jednakże znakomitą większość wydatków finansowaliśmy sami, na własne ryzyko i z własnych środków bez gwarancji ze strony PSE. Lecz trzy lata temu sytuacja zaczęła się rozwijać w złym kierunku, czyli tani producent energii elektrycznej, a Rybnik na pewno jest takim producentem, produkuje z roku na rok coraz mniej tej energii. I to jest swoisty paradoks polskiej energetyki: wszystko to, co zostało zrobione dobrze, o czym świadczą sprawność wytwarzania, dyspozycyjność oraz poziom kosztów, obróciło się przeciwko nam! „Rybnik” oraz trzy inne elektrownie o relatywnie niskich kosztach produkcji i małej ilości kontraktów zaczęły mieć totalne problemy ze sprzedażą swojego taniego produktu. Zgodnie z prawem energetycznym mamy prawo sprzedawać, natomiast rozporządzenia i inne nieoficjalne dokumenty typu porozumienie sektorowe regulowały sposób zachowania się gospodarczego elektrowni w Polsce. I to się skończyło tym, że w zeszłym roku po raz pierwszy wystąpiliśmy do urzędu ochrony konsumentów ze skargą, że jesteśmy szykanowani. I powiem krótko: prezes czy zarząd państwowej firmy jest pod pręgierzem nieposłuszeństwa wobec tego samego właściciela, który pozwala produkować drogo i zadłużać się oraz produkować tanio, nie zadłużać się i nie mieć polskiej taniej energii. Jest to konflikt wewnętrzny.

Co w takiej sytuacji robi firma?

Ja może wrócę jeszcze do wątku z początków lat 90., kiedy ze strony polskiego rządu padło polecenie doprowadzenia do pewnej konsolidacji wewnątrz sektora wytwarzania. Chodziło o stworzenie organizmów zarówno o większej mocy produkcyjnej, jak i potencjale finansowym. Otóż to przedsięwzięcie nie wychodzi i nie dochodzi do tworzenia holdingów. Wszyscy pozostają samodzielni, a jednocześnie wszyscy wiedzą, że na dłuższą metę ta ich samodzielność jest bardzo pozorna, ponieważ przedsiębiorstwo jednozakładowe jest za słabe, żeby wytrzymać jakąkolwiek wojnę cenową. W tej sytuacji podjęliśmy decyzję upublicznienia spółki, uznając za celową sprzedaż elektrowni na giełdzie poprzez wprowadzenie akcjonariatu zewnętrznego, w tym funduszy emerytalnych jako inwestorów pasywnych, którzy będą lokowali pieniądze w energetyce. I ten zamysł też nie wyszedł, bo kto zainwestuje w przemyśle, w którym stopa zwrotu jest niższa od oprocentowania w banku? Ostatnie trzy lata pokazują, że gdyby „Rybnik”znalazł się na giełdzie, to nasi akcjonariusze byliby bardzo zdziwieni, że jest tania elektrownia mająca bardzo dobry potencjał handlowy i dużą produkcję po niskich kosztach, a wytwarzana przez nią energia nie jest zbywalna. A jak nie jest zbywalna, to po co inwestować w zakład, który umie produkować, ale nie sprzedaje?

Tymczasem rynek polski pokazuje powolny trend wzrostowy zużycia energii elektrycznej i myślę, że ten trend będzie się utrzymywał, bo rzeczy, które jeszcze pięć lat temu wydawały się niewyobrażalne, dziś stają się normalne: upowszechnia się klimatyzacja nie tylko w biurach, ale i w mieszkaniach, czyli pojawia się nowy rodzaj rynku zbytu energii elektrycznej. Z drugiej strony my wiemy, że nasze koszty pozwalają myśleć o eksporcie energii. Tak więc rynek polski i eksport są kierunkami możliwymi do wykorzystania.

Z punktu widzenia „Rybnika” nie jest istotne, czy mamy koszty niskie czy wysokie. Jest pytanie, ile nam przydzielono parytetu sprzedaży. Jeżeli my sprzedajemy poza wymuszeniami, to tę kwotę nam się odejmuje od produkcji wymuszonej. Jesteśmy więc taką wolną rączką, ale w trybach, jak śpiewał kiedyś pan Janek. Można w związku z tym postawić wiele pytań: dlaczego tak wiele mocy produkcyjnych jest zakontraktowanych? Dlaczego w tak krótkim okresie wydano tak gigantyczne pieniądze na modernizacje energetyki i dlaczego były one takie drogie? Czyli wydano gigantyczny strumień pieniędzy i teraz próbuje się je odzyskiwać, a zaczyna brakować miejsca dla normalnych prorynkowych producentów. Do kraju nie sprzedawać, bo jest limit produkcyjny, na eksport nie, bo jest limit mocy przesyłowej. A my w zarządzie elektrowni jesteśmy pewni, że to jest dobra elektrownia i zadbana, chociaż ma jeszcze potrzeby inwestycyjne. I my ten proces modernizacji będziemy kontynuować jeszcze przez dwa – trzy lata, co nam łącznie zajmie jakieś dziesięć lat. I to głównie na własne ryzyko i z własnych pieniędzy. Żeby to jednak było uzasadnione, my musimy sprzedawać, bo po co modernizować stojący park maszynowy? Ale dlaczego on stoi, skoro potrafi tanio produkować? Są to pytania, na które można znaleźć pięćdziesiąt odpowiedzi i każda liszka będzie swój ogonek chwalić. My w Rybniku stoimy na stanowisku, że efektywność kosztowa jest bardzo istotna, bo ona powinna się przenieść w postaci cen energii na rynek. My się sytuujemy na pozycji prorynkowej i de facto proeksportowej, gdyż oferując tańszą energię działamy na rzecz obniżenia kosztów produkcji eksportowej, a tym samym i konkurencyjności polskiej gospodarki.

Jakie motywy zadecydowały o prywatyzacji Elektrowni „Rybnik” S.A.?

Z jednej strony było to dążenie do posiadania partnera, który będąc elementem silnej grupy ubezpieczy naszą egzystencję ekonomiczną i techniczną. Z drugiej strony uważaliśmy, że są nam potrzebne jeszcze pieniądze na dokończenie modernizacji. Zaczyna być też oczywista kwestia trwałości miejsc pracy oraz jakość techniczna elektrowni. Zawsze uważaliśmy i uważamy nadal, że są potrzebne silne przedsiębiorstwa energetyczne, a nie pojedyncze zakłady. Wydawało nam się, że na przykład przez naszą elektrownię można byłoby realizować inwestycje kapitałowe w innych przedsiębiorstwach branży energetycznej, przy czym nie musiałyby to być przedsiębiorstwa energetyczne, ale posiadające wydziały energetyczne typu elektrociepłownia przy jakimś zakładzie przemysłowym. Skoro potrafiliśmy dobrze i tanio zmodernizować swoją elektrownię, to nasze wypracowane i sprawdzone metody postępowania będzie można z powodzeniem wdrożyć w innych zakładach. Stąd nasz pomysł, żeby traktować „Rybnik” jako kapitalistę mającego plany wejścia do mniejszych zakładów energetycznych.

W miarę pojawiania się reguł rynkowych widać, że najbardziej dochodowym elementem energetyki nie są producenci energii elektrycznej. Decyduje o tym kwestia dostępu do klienta, a w naszych warunkach dostęp ten posiada zakład energetyczny. Stąd uważamy, iż trzeba zainwestować w te elementy energetyki, które dadzą nam dostęp do klienta. Czyli motywacja nasza jest bardzo prosta: zakład, który jest dobry, przygotować do normalnych warunków rynkowych z poszerzeniem zakresu majątku, którym będziemy dysponować.

Jak już powiedziałem, nie sprawdziła się nasza wersja podstawowa, czyli sprzedaż elektrowni na giełdzie, a to dlatego, że sektor nie przynosi zysku, który zachęciłby do inwestowania kapitałów pasywnych. Wobec tego, że giełda nie mogła stać się ścieżką prywatyzacyjną, powstało pytanie, czy może ją stworzyć inwestor strategiczny. I nasza odpowiedź brzmiała: tak! Minister skarbu uważał podobnie i dlatego pojawił się branżowy inwestor strategiczny. W sytuacji, w której stajemy się współwłasnością koncernu zagranicznego, minister skarbu nadal zachowuje kontrolny pakiet własnościowy, ale my mamy większe możliwości negowania złych i nierynkowych, naszym zdaniem, rozwiązań. Nie udało nam się, na przykład, zawrzeć 6-letniego kontraktu na zakup węgla i to przy dzisiejszym jego nadmiarze i zakładanym zmniejszeniu wydobycia. Świadczy to o tym, że mniej działa ekonomia, a bardziej polityka. Będąc elementem dużego podmiotu gospodarczego chcemy bronić pryncypiów gospodarki rynkowej, a nie polityki.

Kto został waszym inwestorem strategicznym?

Na pewno dominującą pozycję ma Electricité de France, dlatego że partner EdF-u, czyli Energie Baden-WŁrttemberg jest partnerem konsorcjum prywatyzacyjnego w Elektrowni „Rybnik”, ale EdF ma 34,5 procent udziałów w EnBW. Z tego widać wyraźnie, że dominującym inwestorem jest firma francuska. Nasi inwestorzy zamierzają mieć większościowy pakiet akcji w elektrowni „Rybnik”.

W bardzo wielu elektrowniach i elektrociepłowniach prywatyzacja jest poczytywana jako szansa na trwanie firmy w regułach rynkowych, a nie według nieznanych zasad. Bardzo wiele firm chciałoby inwestować i robić różne inne rzeczy ze względu na zdefiniowane potrzeby, czyli móc odpowiedzieć na konkurs ofert, a nie dowiedzieć się, że ty możesz, a ty nie możesz. Dlaczego Elektrownia „Rybnik” nie może produkować taniej energii dla Polski? Skąd dostajemy dokumenty o planie? Otóż muszę powiedzieć, że nie od rządu i nie od Departamentu Energetyki Ministra Gospodarki, tylko od Polskich Sieci Elektroenergetycznych! Ja rozumiem, że PSE czuje się odpowiedzialne za sektor, ale z tego by wynikało, że powinniśmy być zakładem, a nie przedsiębiorstwem i wykonywać polecenia inwestycyjne oraz wszelkie inne właściciela, który bierze na siebie odpowiedzialność za skutki swoich decyzji. Jako Zarząd Elektrowni „Rybnik” S.A. jesteśmy odpowiedzialni za skutki przed załogą, która pyta, jak to jest, że my mamy podobno tani prąd i stoimy, a produkują ci, którzy są drodzy. Sa to pytania stawiane na poziomie robotników w firmie.

Jeżeli ktoś mówi, że nie będzie ekonomii tylko system poleceń, czyli nakazowy, to nie wolno tworzyć spółek. Spółka akcyjna w sektorze generującym pieniądze podlega u nas ręcznemu sterowaniu efektywnością ekonomiczną. Będąc kierownikiem zakładu mogę wykonywać otrzymywane polecenia, ale nie biorę na siebie odpowiedzialności za handlowe skutki działania takiej firmy. Za techniczne zawsze. A tymczasem my jesteśmy odpowiedzialni za rezultat ekonomiczny, czyli za zakupy, sprzedaż i koszty, a jednocześnie nie pozwalają nam sprzedawać. Cóż to jest za przedsiębiorstwo? I dlatego, jak powiedziałem, większość elektrowni i elektrociepłowni chce prywatyzacji, bowiem uważa, że wchodząc w struktury stricte gospodarcze uciekną od nakazowego systemu prowadzenia biznesu.

Co dałoby się powiedzieć o pakiecie socjalnym?

Pakiet socjalny ma u nas swoją historię. Trzeba pamiętać, że załoga miała wynegocjowany pakiet socjalny z konsorcjum amerykańsko-japońskim i to było zawsze punktem odniesienia. Nowy pakiet załoga odnosi do starego pakietu, który uznano za bardzo korzystny, natomiast oczekiwano, że nowy nie powinien być gorszy. I długo trwały rozmowy uzasadniające, że tamten został tylko pakietem na papierze, podczas gdy ten będzie wdrożony w życie. Pakiet ten stanowi jednak znaczący koszt dla spółki. Jego realizacja obejmuje wypłacenie premii prywatyzacyjnej, powoduje wzrost funduszu wynagrodzeń i wprowadza dużą odpowiedzialność finansową za ewentualne naruszenie prawa do pracy. Wszystko to stanowi znaczące obciążenie. Nowy pakiet sięgał do tła starego, ale jak argumentować, że powinien być on taki sam, skoro produkcja elektrowni spadła o kolejne procenty, a wraz z nią spadła i dochodowość, a koszty miałyby być takie same jak poprzednio. Jak można argumentować załodze, że jest fragmentem dobrego przedsiębiorstwa energetycznego, gdy rynek pokazuje, że nasz prąd jest nikomu niepotrzebny? Inwestor patrzy na firmę poprzez jej dochodowość, bo po to wkłada się pieniadze w firmę, a nie do banku, żeby zarobić, a nie żeby sponsorować polską energetykę. Załoga z kolei uważa, że pracuje w dobrej firmie i w związku z tym chciałaby mieć większe preferencje od tych, którzy pracują gorzej. I myślę, że wypadkowa tych długich i trudnych rozmów jest taka, że nowy pakiet ma przesunięte akcenty ciężkości: wydłużono gwarancje zatrudnienia o kolejne pół roku, czyli do 6 lat, obniżając cenę odkupu akcji od pracowników.

Załoga jest zadowolona z prywatyzacji i z pakietu socjalnego, tym bardziej że wszyscy byli już bardzo zmęczeni latami, które upływały na permanentnej, ale nieskutecznej prywatyzacji. Są jednak i tacy, którzy uważają, że lepiej byłoby pracować w firmie państwowej, ale stanowią oni zdecydowaną mniejszość.

Mając na względzie interes polskiej energetyki, które z nagromadzonych w Rybniku doświadczeń godne są wykorzystania przez innych krajowych producentów energii elektrycznej?

Interes polskiej energetyki powinien być wyrażany przez akty najwyższej rangi, poczynając od ustaw. I jeżeli ustawodawstwo ma wytyczać strategię, to podmioty gospodarcze powinny same wpisywać się w tę strategię. Ukazały się takie dokumenty, jak prawo energetyczne czy dokument o strategii w sektorze energetycznym do roku 2010 zapowiadającej urynkowienie obrotu i ekonomizację działania w sektorze energetyki oraz inne akty prawne. Jeżeli więc na podstawie tego typu przesłanek ustawowych przedsiębiorstwo rozumie do czego zmierza sektor, to musi dostosować się do reguł.

Na pytanie, z których naszych doświadczeń można skorzystać, odpowiem, że z niewielu. Jeżeli miało być 30 procent energii w kontraktach, a reszta miała być rynkiem, to stało się odwrotnie niż miało być: dla tych, którzy ustawiają się prorynkowo, zabrakło miejsca. Albo kwestia ochrony środowiska: jeśli ustawia się 8-letni plan działań i wydatków, które raz, że wysysają fundusze inwestycyjne, a dwa, podnoszą koszty produkcji i po 6 latach działania według przyjętych reguł mówi się, że to wszystko było nieważne i dzisiaj można emitować więcej, to mógłbym zalecić rezygnację z czytania ustaw. Wygląda na to, że za dużo zainwestowaliśmy w ochronę środowiska i że dopiero od roku 2006 zaczną obowiązywać ostrzejsze kryteria. A co do tego czasu? Odstawić instalacje, które wybudowaliśmy?

Co wobec tego sądzić o handlu emisjami?

Według mnie handel emisjami jest bardzo uzasadnionym sposobem wykorzystania środków zainwestowanych w ochronę środowiska. Natomiast ja się zawsze boję jednej rzeczy, żeby nie chcieć uzyskać za wiele. Handel emisjami jest świetnym pociągnięciem, ale jeśli ktoś chciałby handlować pomiędzy kominem 300-metrowym a kominami 40- czy 60-metrowymi, to jest to nieporozumienie. My tutaj w Rybniku mieszkamy w kotlinie. Jak przychodzi sezon zimowy, to elektrownia zwiększa produkcję i skutków tej produkcji w postaci emisji na miejscu nie widać. Odczuwa się je gdzieś w Zawierciu czy nawet w Kozienicach, natomiast u nas nie można przejść ulicą, bo jest smog. Jeżeli ktoś nie zainstalował odsiarczania na 300-metrowym kominie, to może skorzystać z instalacji na innym 300-metrowym kominie.

Mówiąc inaczej handel emisjami jest uzupełniającym elementem ekonomicznym dla ekologii. Jeżeli według protokołu siarkowego kraj nasz ma zredukować określoną kwotę emisji SO2, CO2 i całej reszty, to z tej ilości pewna część przypada na sektor energetyczny. Wypełnienie tego zobowiązania przez sektor nie oznacza, że wszystkie bloki muszą być odsiarczone, i a tzw. blok brudny może sobie kupić limit emisji u tego, kto odsiarcza więcej. Tak wiec handel emisjami jest ekonomicznie uzasadnionym modelem realizacji zobowiązań ekologicznych w skali kraju.

Jak wygląda ta kwestia z punktu widzenia prywatyzacji?

Nasi inwestorzy zaakceptowali to, co zrobiliśmy w dziedzinie ochrony środowiska, ale może dlatego, że poniesione koszty tego przedsięwzięcia są relatywnie niskie. Koszty eksploatacyjne też są akceptowalne. Nasi inwestorzy są skłonni do inwestowania w ochronę środowiska, ponieważ ekologia stanie się w końcu pewnym języczkiem u wagi i okaże się, komu wolno, a komu nie wolno produkować ze względu na skażenie tego środowiska.

Jak ocenia pan aktualne prawo energetyczne?

Powiem szczerze, iż nie zdążyłem doczytać tego prawa do końca, a to dlatego, że ilość rozporządzeń towarzyszących i tym podobnych aktów uniemożliwia mi lekturę tego prawa, bo nie wiem, czy jest to prawo, które ma być stosowane w tym roku, czy też będzie obowiązywało za lat kilka. Jeżeli w rozporządzeniu taryfowym pojawia się kwestia SOK-u, to jak ma się to do prawa energetycznego, które mówi o równoprawnym dostępie do rynku? Czy ja mam czytać oddzielnie prawo energetyczne i oddzielnie rozporządzenie taryfowe? Kiedy uchwalono prawo energetyczne, to wszyscy powiedzieliśmy, od kierownika zakładu po ministra, że mamy bardzo dobre, nowoczesne, przystające do Europy prawo energetyczne. Taką konstytucję energetyczną! Minęło parę lat i my ją nowelizujemy. Czy to znaczy, że będzie ona jeszcze bardziej prorynkowa i jeszcze bardziej europejska? Podobno Zachód nam zazdrościł konstytucji energetycznej. Czemu my ją zmieniamy, jeżeli nam ktoś jej zazdrości?

Rozmawiał EM

 

Dane bilansowe

  • Kapitał akcyjny 40.110.000 akcji po cenie nominalnej 10 zł;
  • Kapitały własne na koniec 1998 r. 635.476.260 zł;
  • Relacja kapitały własne na jedną akcję na koniec 1998 r.: 15,84 zł;
  • Kapitały własne na koniec 1999 r. 643.706.150 zł;
  • Relacja kapitały własne na jedną akcję na koniec 1999 r.: 16,05 zł;
  • Kapitały własne na koniec 2000 r. 666.063.728,66 zł;
  • Relacja kapitały własne na jedną akcję na koniec 2000 r.: zł 16,61 zł;
  • Zysk netto za 2000 r. 23.857.577,85 zł.

 

Opis transakcji zbycia akcji

Etapy prywatyzacji

Umowa sprzedaży akcji Elektrowni „Rybnik” S.A. przewiduje następujące etapy prywatyzacji:

  • Etap I – Sprzedaż pakietu 35% akcji Konsorcjum,
  • Etap II – Sprzedaż pakietu 15% + 1 akcja dla Konsorcjum,
  • Etap III – Podwyższenie kapitału zakładowego przez Konsorcjum.

Harmonogram prywatyzacji

Zgodnie z zapisami umownymi harmonogram osiągania poszczególnych etapów jest następujący:

  • Etap I – Dzień Zamknięcia – marzec/kwiecień 2001 roku,
  • Etap II – Dzień Zamknięcia Dla Dodatkowych Akcji – II połowa 2001 roku (szacunek),
  • Etap III – Najpóźniej 12 miesięcy od Dnia Zamknięcia Dla Dodatkowych Akcji.

Etap II jest możliwy do osiągnięcia najpóźniej w terminie 5-6 miesięcy od Etapu I, zakładając iż uzyskanie zgody ministra spraw wewnętrznych i administracji potrwa około 2 miesięcy. Zgodnie z intencjami Konsorcjum wielokrotnie wyrażanymi w trakcie negocjacji, Etap III powinien się zakończyć jak najszybciej, nawet w 2001 roku. Po zakończeniu Etapu II Konsorcjum będzie większościowym akcjonariuszem spółki i obejmie pełną kontrolę operacyjną nad spółka.