Społeczeństwo informacyjne

Teleinform@tyka VI – Dzień Łącznościowca
Dodatek reklamowy do RZECZPOSPOLITEJ.
nr 244 (5714) 18 października 2000 r.

II Targi Technologii Internet i Intranet INTERNET 2000
Rozmowa z Maciejem Płażyńskim, marszałkiem Sejmu RP

Sejm już jest w sieci.

Foto

Główne siły polityczne Polski potrafiły porozumieć się w sprawie NATO i Unii Europejskiej. Czy jest możliwe osiągnięcie takiego consensusu w kwestii budowy w naszym kraju społeczeństwa informacyjnego i popierania rozwoju nowej gospodarki, nazywanej też e-gospodarką?

To jest możliwe. Świadczy o tym dyskusja w Sejmie nad uchwałą o budowie społeczeństwa informacyjnego i fakt, że za jej przyjęciem głosowały wszystkie kluby. Wydaje się, że są to sprawy nie zahaczające o kwestie ideowe. Różnice zdań między posłami nie będą więc wynikały wprost z podziałów na opozycję i tych, którzy popierają rząd. Ponieważ chodzi tu o budowę prawa i rozstrzygnięcia gospodarcze, będą jednak różnice w poglądach na konkretne sprawy. Z takiego ścierania się zdań wyłaniają się dobre rozwiązania. Tak było np. podczas prac nad prawem telekomunikacyjnym, które, jak słyszę, jest dobrze oceniane. Istotne jest to, by politycy byli przeświadczeni o priorytetowej wadze zagadnienia. Żeby nie było ono spychane w przyszłość, jako coś, co będzie potrzebne za pięć, dziesięć lat.

Wspomniana uchwała Sejmu z 14 lipca br. zobowiązała rząd do pilnego podjęcia prac legislacyjnych nad ustawami tworzącymi infrastrukturę prawną dla e-gospodarki, m.in. regulującymi kwestie podpisu i dokumentu elektronicznego, zasad zawierania umów przez internet, ich opodatkowania. Jak będą wyglądały prace nad tymi projektami w Sejmie?

Mam nadzieję, że rząd zdąży przedstawić projekt ustawy o podpisie elektronicznym do końca roku. Prace w parlamencie powinny przebiegać szybko, bo 2001 r. jest ostatnim rokiem tej kadencji. Tempo będzie jednak zależało również od jakości projektu. Mogę złożyć deklarację, że przyjmując uchwałę mobilizującą rząd do szybkiego działania, zobowiązaliśmy się do tego samego.

Czy zdaniem pana marszałka, posłowie i – szerzej – nasza klasa polityczna są świadomi szans, jakie stwarza kulturze i gospodarce kraju rozwój informatyki i nowoczesnych technologii?

Ta świadomość jest różna u różnych polityków. Generalnie – jest za mała. Chyba wszyscy, poza specjalistami pracującymi bezpośrednio w tych branżach, nie zdajemy sobie sprawy ze skutków przyspieszenia, jakie przynosi rozwój nowych technologii. Zadaniem edukacyjnym państwa jest uświadomienie społeczeństwu, że walczymy o przeskoczenie pewnego etapu rozwoju, o znalezienie się na poziomie europejskim.

Do tej pory popularyzacja tych zagadnień była w większości efektem inicjatyw oddolnych i komercyjnych, bo e-gospodarka tworzy rynek dla wielu firm, głównie zagranicznych, wchodzących do nas. Uchwała sejmowa była pierwszym głosem na ten temat ze strony władz. Ilu posłów angażowało się w przeprowadzenie tej uchwały?

Piętnastu – dwudziestu. Dużą rolę odegrał poselski zespół na rzecz społeczeństwa informacyjnego, działający ponad podziałami politycznymi. Wynik głosowania świadczy jednak, że wśród polityków istnieje świadomość, że to trzeba popierać.

Czy w przewidywalnym okresie możliwe jest wykorzystanie w Polsce możliwości, jakie daje informatyka, do usprawnienia i poszerzenia procedur demokratycznych, np. głosowania przez internet, zobowiązania urzędów państwowych i samorządowych do publikowania w internecie ważnych dla obywatela informacji o swoich pracach?

Wybory przez internet to zapewne przyszłość, choć nie wiadomo, jak odległa. Natomiast już teraz do wielu rozwiązań ustawowych, które przyjmujemy, komisje sejmowe wprowadzają zapis o konieczności publikowania pewnych informacji w internecie, nawet jeśli nie ma takiej propozycji w projekcie rządowym. To chyba efekt m.in. wspomnianej tu uchwały. Miejmy nadzieję, że ten sposób myślenia przeniesie się na samorządy i bez ustawowego obowiązku będą się one starały wykorzystać internet jako formę komunikowania się z mieszkańcami. Sam Sejm jest dobrze przygotowany do obecności w sieci. Wszystko, co robimy, jest dostępne przez internet w każdej chwili, w każdej fazie prac, łącznie z całym zbiorem uchwalonych aktów prawnych. Chcemy to jeszcze rozszerzyć, tak by była to nawet forma kontroli obecności posłów w pracy. Zamierzamy nauczyć polityków komunikowania się z kancelarią czy uczestnictwa w pracy Sejmu z wykorzystaniem internetu.

W USA wiele dokumentów rządowych i stanowych musi być dostępnych w internecie.

Rozpoczęliśmy prace nad ustawą o dostępie do informacji. Znajdą się w niej zapisy mówiące, że każdy obywatel musi mieć dostęp do tych dokumentów urzędowych, które nie są zastrzeżone. Będzie to możliwe m.in. przez internet.

Na co dzień dużo się mówi o restrukturyzacji górnictwa, hutnictwa, zmianach w rolnictwie. Jak z perspektywy marszałka Sejmu wygląda branża teleinformatyczna – czy jest odbierana przez pana jako znacząca część polskiej gospodarki?

Na szczęście jest to branża, której przedstawiciele oczekują od polityków głównie tego, by tworzyli ramy prawne i nie przeszkadzali. Nie wymaga zapisów budżetowych, koniecznych przy restrukturyzacji i tworzeniu osłon socjalnych dla pracowników innych przemysłów. To, że ta branża jest trochę w cieniu, wynika więc z faktu, że nie jest postrzegana jako źródło konfliktów. Ale im więcej będzie dawała budżetowi państwa, tym lepiej będzie dostrzegana. Sądzę, że jej rozwój będzie szybki. Daje ona m.in. szansę na inny typ kooperacji międzynarodowej bez konieczności przenoszenia pracowników za granicę. Pewnym problemem jest groźba drenażu mózgów. Nie wiemy, na ile będzie on negatywnie wpływał na gospodarkę, a na ile przyspieszał przenoszenie doświadczeń.

Już pojawiły się ogłoszenia prasowe zachęcające polskich informatyków, programistów do pracy w Niemczech, chcących wyjechać szukają też łowcy głów. Niemcy liczą, że ściągną do siebie kilka tysięcy młodych Polaków.

To nie czasy PRL, nikomu nie możemy zabronić wyjazdu. Jedyna możliwość to tworzenie porównywalnych warunków lub stwarzanie takich perspektyw, by ludzie widzieli, że jest to rynek rosnący, którego warto się trzymać. Nie bardzo widzę tu pole dla działania ustawodawcy.

Jest takie pole. Zmienione przepisy objęły składkami na ZUS umowy o dzieło, a większość programów komputerowych jest tworzona właśnie w ramach takich umów. Zmiana przepisów zmniejszyła płace twórców programów.

Myślę, że trzeba się temu przyglądać i liczyć, czy wyjazdy tych ludzi są na tyle niekorzystne, że trzeba zrobić wyłom w przepisach. Trudno dziś coś deklarować. Poproszę komisje łączności i poselski zespół na rzecz społeczeństwa informacyjnego, by przyglądali się skutkom wyjazdów informatyków. Wprowadzone przez kilka krajów programy ściągania tych specjalistów to dla nas zjawisko nowe, nowe też muszą być metody postępowania.

Rozmawiali
Wiesław Migut i Wiesław Waliszewski

 


Tekst z tygodnika „Teleinfo”. Marszałek Maciej Płażyński jest patronem honorowym Kongresu Teleinfo.