Powstałe niedawno Ministerstwo Rozwoju (MR) jest historycznym osiągnięciem w polskiej gospodarce. Na jego czele stanął wicepremier, a zastępcą został członek Rady Ministrów, członek Narodowej Rady Rozwoju (samorząd, polityka spójności). Dzięki temu uzyskano konieczną koordynację resortową i podstawę techniczną do właściwego dialogu społecznego.
MR powinno zostać powołane z chwilą zmiany ustroju w Polsce w 1989 roku. Były już próby jego powołania w 2006 roku. W pierwszej fazie transformacji gospodarczej spełniałoby ono rolę katalizatora rozwoju polskiej gospodarki. Uniknęlibyśmy miliardowych strat, o których wspomnę w dalszej części artykułu. Temu ministerstwu należy przypisać rolę „mózgu państwa”, głównego kreatora i realizatora polityki gospodarczej Polski, zakładając przy tym, że kapitał ma jednak narodowość. Ponadto, bezinwestycyjnie przesunie ono w górę wartość dodaną w różnych branżach. Obecny rząd stwarza szansę na nowe otwarcie i analizę dotychczasowych działań ze szczególnym uwzględnieniem wczesnego okresu transformacji gospodarczej i okresu przynależności Polski do UE. Wobec braku Rządowego Centrum Studiów Strategicznych (RCSS) istnieje nadzieja, że MR stanie się elementem budowy inteligentnego państwa, które jest dziś potrzebne bardziej niż kiedykolwiek. Zadaniem tego ministerstwa powinna być budowa horyzontalnych mechanizmów polityki gospodarczej z uwzględnieniem światowych osiągnięć inżynierii i zwracaniem szczególnej uwagi na krajowe problemy z zamówieniami publicznymi. W ten sposób Polska dostanie szansę wyjścia z grupy tzw. nieefektywnych innowatorów i nie wpadnie w pułapkę tzw. średniego dochodu. Zgodnie ze społeczną kulturą myślenia o przyszłości (ang. foresight), warto pracować dla państwa, eliminując wadliwe reguły gospodarki resortowej, przy jednoczesnym otwarciu na dialog inżynierski. W pierwszej kolejności trzeba położyć nacisk na polskie inwestycje lokalne (małe i średnie), partnerstwo publiczno-prywatne (PPP) we współpracy z samorządami. W tym przypadku odwołam się do nauk behawioralnych. Najpierw jednak poddajmy analizie zachowania samorządów w stosunku do projektów strategicznych, gdzie notujemy milionowe straty. Należy bowiem uświadamiać społecznościom lokalnym, iż nie godząc się na strategiczne inwestycje, postępują wbrew zaleceniom społecznej odpowiedzialności biznesu (CSR). Chciałbym zwrócić szczególną uwagę na znaczenie konsultingu i usług inżynieryjno-technicznych z zakresu zarządzania przestrzenią, które stanowią podstawową tkankę łączną poszczególnych elementów architektury gospodarczej. Myślę o geologii, geodezji i planowaniu przestrzennym. Obecnie planowanie przestrzenne znajduje się w dwóch działach administracji rządowej: w Ministerstwie Rozwoju oraz w Ministerstwie Infrastruktury i Budownictwa. Połączenie ich w jednym resorcie, byłoby podstawą do stworzenia w przyszłości „Agencji Informacji Przestrzennej”. Natomiast geologia podlega Ministerstwu Środowiska. Czy to jest słuszne? Zastanawiam się, dlaczego w Polsce we wczesnym okresie transformacji gospodarczej nie zrealizowano programu opracowanego przez ONZ, a dotyczącego projektu struktury zarządzania publicznego w krajach postkomunistycznych? Ten projekt został poddany dyskusji reprezentantów wszystkich krajów postsocjalistycznych w Budapeszcie w 1991 roku. Z ramienia Polski wystąpił prof. Janusz Łętowski, dyrektor Instytutu Nauk Prawnych PAN. Projekt ten nie stał się przedmiotem zainteresowania rządu polskiego. A szkoda.
I tak się zaczęło – było śmiesznie, ale nie wesoło
8 marca 1976 roku odbyło się Pierwsze Ogólnopolskie Seminarium z zakresu konsultingu i eksportu usług inżynieryjno-technicznych w Polskiej Izbie Handlu Zagranicznego. Jako główny specjalista ds. eksportu w Zjednoczeniu Geokart, które w tym czasie realizowało kilkanaście kontraktów zagranicznych w różnych krajach świata i dysponowało grupą kilkuset inżynierów i techników pracujących za granicą, przedstawiłem opracowanie pt. „Promocja konsultingu i usług geodezyjnych, fotogrametrycznych i kartografi cznych w polskim handlu zagranicznym”. Podkreślałem w nim konieczność wzięcia pod uwagę tych usług w decyzjach gospodarczych rządu. Egzemplarze tygodnika „Rynki Zagraniczne” z publikacją mojego wystąpienia oraz sprawozdania z sympozjum zostały skonfi skowane. W dwa tygodnie później pismo ukazało się ze zmienioną szatą grafi czną i krótką notką, iż sympozjum się odbyło. Była to osobista decyzja premiera Piotra Jaroszewicza. Niestety, w tamtym czasie bywało śmiesznie, ale nie wesoło. Opracowanie tego materiału zajęło mi 6 lat, w tym 4-letni pobyt na kontrakcie zagranicznym, w czasie którego zbierałem informacje związane z ofertowaniem i wykonawstwem usług inżynieryjno- technicznych z całego świata.
Geodeci polscy, jako niemal jedyni wśród branż technicznych, zorganizowali eksport, który przyczynił się w tamtych czasach nie tylko do poprawienia wyposażenia w nowoczesny sprzęt, nawiązania bezpośredniego kontaktu ze światem, z nowoczesnymi technologiami, których tempo rozwoju było zaskakująco wysokie, ale także do wzrostu zarobków wyjeżdżających. Poważnie też wzrosła ranga zawodu w kraju i uznanie za granicą. [Wypowiedź Jerzego Wysockiego, dyrektora naczelnego Geokartu]
W 1978 roku wyjechałem na kontrakt do Maroka, a potem do Algierii. W Maroku nadzorowałem jedną z największych inwestycji hydrotechnicznych (liniowych) na świecie. Budowałem betonowy Canal de Rocade długości 115 km, o spadku 2 cm na 100 metrów, o przepustowości 20 m/s w pierwszym etapie. Kanał ten łączy Atlas Wysoki z Marrakeszem. Po 11 latach wróciłem do kraju. W 1991 roku założyłem fi rmę „GEOLAND Consulting International”, która jest partnerem wydawcy dziennika „Rzeczpospolita”.
Żerowisko na polskich autostradach
Redagując dodatek „Autostrady” dla „Rzeczpospolitej” od 1994 roku, brałem pod uwagę doświadczenia europejskiej inżynierii z zakresu projektowania i budowy autostrad. Informacje te w postaci sprawozdań znajdują się w bibliotece ONZ w Genewie. Przypomnę, że ojcami polskiej polityki budowy autostrad byli m.in.: nieżyjący Jan Kulczyk i Andrzej Patalas. Cytuję z książki Jan Kulczyk. Biografi a niezwykła: „Jan Kulczyk bez wątpienia stał się jednym z symboli polskiej transformacji. Dla wielu skrajnie negatywnym uosabiającym wszystkie patologie politycznych i gospodarczych przemian”. A co mówił sam Kulczyk? Cytuję: „Myślę, że nie wystarczy być orłem, żeby zdobywać sukcesy. Do tego jeszcze jest potrzebne to, co możemy nazwać łowiskiem. Wiemy o tym doskonale, że nawet najlepszy orzeł na pustyni może być głodny”. Czy wobec tego polskie autostrady były żerowiskiem? Andrzej Patalas był architektem Autostrady Wielkopolskiej i przyjacielem Jana Kulczyka. Zarzucano mu, iż pozostaje w konfl ikcie interesów. W 1994 roku minister transportu Bogusław Liberadzki powierzył mu misję zorganizowania Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad. Jego działania pokazały inwestorom zasady złego projektowania i budowy najdroższych autostrad na świecie. Podstawowym błędem był m.in. brak analizy przestrzennej przy projektowaniu autostrad. Zapomniano też całkowicie o znaczeniu ich budowy dla rozwoju regionów, przez które przechodziły (brak scaleń wzdłuż osi autostrad – brak przestrzennej wartości dodanej). Ponadto, nie wykorzystano prawa pierwokupu dla gmin. Nie wspominam o karygodnym postępowaniu przy wywłaszczeniach gruntów. Ile na tych „zasadach” straciła Polska? Oceniam, że autostrady zostały przepłacone o ok. 35-40 proc. wartości, nie licząc strat wynikających z błędów polityki przetargowej.
Brak katastru fiskalnego powoduje milionowe straty
Korzystając z międzynarodowych referencji udało mi się nawiązać kontakt z kanadyjską fi rmą PHOTOSUR GEOMAT Inc. (PGI), później nazwaną SNC-Lavalin. Reprezentowałem tę fi rmę w Polsce w 1991 roku. Opracowała ona założenia do wprowadzenia katastru fi skalnego w Polsce, w którym podstawą opodatkowania jest wartość nieruchomości. Na projekt pilotażowy wybrano moją dzielnicę Pragę Południe w Warszawie. Firma PGI przeznaczyła na ten cel 75 tys. dolarów kanadyjskich. Rząd Kanady dołożył 100 tys. dolarów kanadyjskich, a dzielnica Praga Południe – 12 tys. Po wprowadzeniu pilotażu przygotowano raport, który został przedstawiony Głównemu Geodecie Kraju. Niestety ten go odrzucił, pomimo że PGI wprowadziła podobne projekty w kilkunastu krajach i gwarantowała uzyskanie kredytów na realizację tego programu z EBOiR. Burmistrz dzielnicy Praga-Południe zgłosił się z powyższym raportem do ówczesnego ministra fi nansów Andrzeja Olechowskiego (marzec-czerwiec 1992), który polecił swemu zastępcy Witoldowi Modzelewskiemu rozpoczęcie prac nad wprowadzeniem go w życie. Ostatecznie „temat” katastru zniknął z pola zainteresowania rządu, gdy na konferencji prasowej w 1994 roku wiceminister Modzelewski pomylil procenty z promilami.
Warto dodać, że istniała wówczas wola polityczna wprowadzenia katastru w Polsce. Niewprowadzenie katastru w tamtym czasie spowodowało i powoduje do dziś miliardowe straty w PKB. Wdrożenie go umożliwiłoby usprawnienie procesów inwestycyjnych, skrócenie czasu ich realizacji i szybszy wzrost ponoszonych nakładów przez inwestorów oraz ograniczenie spekulacji terenami. Taki system stosuje się od wielu lat w większości państw. Nastąpiłby także wzrost dochodów budżetu państwa (proponuję podział tego podatku pomiędzy budżet państwa a samorządy) oraz wzrost atrakcyjności inwestycyjnej kraju. Obecnie brak katastru powoduje chaos i patologie urbanistyczne. Dziś wiele terenów w centrach dużych miast spekulacyjnie się przetrzymuje, bo podatek jest za niski.
W żywotnym interesie państwa powinno się wprowadzić instytucję katastru i usytuować ją w departamencie geodezji w Ministerstwie Rozwoju, przy równoległym utworzeniu departamentu katastru w Ministerstwie Finansów. Obecnie istniejący Główny Urząd Geodezji i Kartografi i powinien ulec likwidacji zaś część jego obowiązków należy przenieść do Instytutu Geodezji i Kartografi i oraz na uczelnie wyższe – na Politechnikę Warszawską, Wrocławską i AGH.
Błędy polskiej geodezji
Dla przykładu podam, że Polska musiała zapłacić 92 mln euro kary za błędne obliczenie powierzchni do dopłat bezpośrednich dla rolników. Od kilku lat na różnych forach przytacza się rozbieżność danych dotyczących powierzchni gruntów Skarbu Państwa, zbilansowanych przez byłego ministra skarbu i byłego ministra spraw wewnętrznych i administracji, sięgającą 40 tys. km2. Dla przykładu ta powierzchnia odpowiada połowie województwa opolskiego. Jestem przekonany, że unijna dyrektywa INSPIRE została wadliwie wdrożona. Szczególną wadą tego wdrożenia okazało się wyeliminowanie obowiązku stosowania norm europejskich i światowych oraz zmiany w prawie geodezyjnym, wykraczające poza intencję stosowania dyrektywy unijnej. Należałoby poddać rewizji sposób implementacji tej dyrektywy oraz związanych z nią polskich rozporządzeń wykonawczych. Szczególnie należy sprawdzić jej model biznesowy, jeżeli taki istnieje.
26 lat za późno
Błędem na skalę światową w okresie transformacji gospodarczej była decyzja o likwidacji-parcelacji państwowych gospodarstw rolnych (PGR). Przekształcenia te pociągnęły za sobą niekorzystne skutki społeczne, tj. dramatyczną redukcję zatrudnienia i związane z nią bezrobocie strukturalne – pauperyzację i marginalizację społeczną 475 tys. pracowników byłych PGR (1989). Wraz z rodzinami stanowili oni około dwumilionową grupę społeczną, żyjącą w 333 tys. mieszkań, w 6 tys. miejscowości. Transformacja PGR-ów nie uwzględniała podstawowych zasad kształtowania racjonalnej struktury agrarnej. Miała charakter doktrynalno- polityczny, a PGR sprywatyzowano na siłę. Była ona przyczyną spekulacji gruntów na wielką skalę i spowodowała miliardowe straty dla budżetu państwa. Aby uniknąć ogromnych strat, trzeba było po prostu przeanalizować jak sąsiednie kraje rozwiązały ten problem. Dzisiaj nikt nie przyznaje się do autorstwa tego sposobu prywatyzacji, a cały jej proces jest prawie nieobecny w literaturze ekonomicznej, nie mówiąc o debacie politycznej. Obecnie zakazano sprzedaży ziemi państwowej – 26 lat za późno. Warto by było przeanalizować działalność Agencji Nieruchomości Rolnych, aby wyciągnąć wnioski, jak prawidłowo wykorzystać pozostałe grunty. Sugeruję powołanie w Ministerstwie Rozwoju Departamentu Urządzeń Terenów Rolnych, który przejąłby funkcje wszystkich agencji, zajmującymi się dotychczas „terenami rolnymi”.
Przestrzeń w prawie wodnym
Z inicjatywy pani poseł, inżynier Anny Paluch, absolwentki Wydziału Geodezji Górniczej AGH, został opracowany projekt poselski dotyczący ustawy Prawo wodne, który wszedł w życie 31 grudnia 2015 roku. Projekt ten dał mi satysfakcję, ponieważ uwzględniał on uwagi, które skierowałem uprzednio do prezesa Rady Ministrów. Sama forma złożenia projektu poselskiego przez fachowca jest godna uznania i naśladowania. Ustawa ta eliminuje kardynalne błędy związane z zarządzaniem przestrzenią oraz implementacją Informacyjnego Systemu Ochrony Kraju (ISOK). Równolegle ustawa ta wykazała błędne podejście do realizacji tak drogiego projektu. Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej, który jest odpowiedzialny za realizację ISOK w kraju, podaje że obecnie „wartość projektu” wycenia się na koszty rzędu 299 mln zł. Sugeruję przez analogię do inicjatywy pani poseł, aby zespół fachowców z zakresu geodezji, geologii, planowania przestrzennego był inicjatorem projektów poselskich podobnego typu. Równolegle ta uchwała powinna być elementem analizy dotychczas wykonanych prac związanych z realizacją dyrektywy INSPIRE w Polsce. Na realizację tej dyrektywy wydano ogromne pieniądze i zamiast mieć wartość dodaną do projektu ISOK, mamy wartość ujemną.
„Liczy się gospodarka, głupcze”
21.01.2014 r. wysłałem do prezesa Rady Ministrów swój artykuł pt. „INSPIRE Infrastruktura Informacji Przestrzennej w Europie”, który został opublikowany 31 grudnia 2013 roku w „Rzeczpospolitej” (wersja online dostępna na stronie www. geoland.pl). Sekretariat premiera skierował mój list i artykuł, pismem nr SDT-219-8(1) 1466 z 21 stycznia 2014 r., do wszystkich resortów (Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Ministerstwo Finansów, Ministerstwo Środowiska, Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, Główny Urząd Geodezji i Kartografi i, Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju, Ministerstwo Obrony Narodowej), z prośbą o odpowiedź. Wkrótce odpowiedzi nadeszły. Można się z nimi zapoznać zarówno u mnie, jak i w sekretariacie prezesa Rady Ministrów. Analizując te wypowiedzi, z całą pewnością stwierdzam, że od kilku lat wyczerpują się stopniowo dotychczas działające mechanizmy rozwoju gospodarczego Polski. W naszym państwie brakuje przepływu informacji i bodźców. Ja cierpliwie czekam na ustrój prezydencki, który może zsynchronizować prace poszczególnych ministerstw.
***
Przypomnę, że w gabinecie Billa Clintona wisiało hasło „Liczy się gospodarka, głupcze” – co potwierdza, że w dzisiejszym świecie aktywność polityczna musi służyć osiągnięciu celów gospodarczych. Namawiam, by nadrobić zaległości i uruchomić myślenie.
Eugeniusz M. Makowski prezes GEOLAND Consulting International