Budowa konkurencyjnego rynku energii wymaga czasu

Energia – Środowisko
Dodatek promocyjno-reklamowy do RZECZPOSPOLITEJ.
nr 137 (6820) 14 czerwca 2004 r.

Budowa konkurencyjnego rynku energii wymaga czasu

Rozmowa z Leszkiem Juchniewiczem, prezesem Urzędu Regulacji Energetyki

Czy energia elektryczna może być zwykłym towarem, podlegającym prawu popytu i podaży? Jakie warunki muszą być spełnione, aby tak się stało?

Energia jest specyficznym towarem. Jak każdy produkt może być przedmiotem obrotu na rynku, a jednocześnie trzeba pamiętać, że jest ona również dobrem cywilizacyjnym, który warunkuje rozwój społeczeństwa. Ten podwójny charakter energii, zwłaszcza elektrycznej, niesie za sobą pewne konsekwencje. Z jednej strony próbujemy poddać energię mechanizmom rynkowym, a z drugiej zaś musimy stworzyć pewien system bezpieczeństwa socjalnego, aby rodziny znajdujące się w trudnej sytuacji finansowej nie były jej pozbawione. Specyfika energii jako towaru polega także na tym, że nie można jej gromadzić na zapas. To sprawia, że towar jest produkowany i zużywany jednocześnie, ma to oczywiście określone następstwa, zwłaszcza dotyczące bilansowania popytu i podaży.

Skoro mówimy, że energia elektryczna i inne paliwa są towarami, to znaczy, że funkcjonują na konkretnym rynku, gdzie są jego uczestnicy, jest towar, cena, a także pośrednicy. Pewną nowością, która od kilku lat się upowszechnia, jest natomiast wyraźne oddzielenie samego towaru i sposobu jego dostarczania. Dzięki takiemu rozwiązaniu możemy budować konkurencyjny rynek dla energii. Jeśli sama energia jest towarem, a jest, to oddajemy ją mechanizmom rynkowym, natomiast jej dostawa jest już monopolem naturalnym. Nie budujemy przecież nowych linii przesyłowych. Koszt transportu poddajemy regulacji i zasadzie TPA, czyli tworzymy obowiązek prawny udostępnienia tej infrastruktury innym. Nie wyróżniamy się tu niczym szczególnym, jest to tendencja ogólnoświatowa. Wystarczy wspomnieć, że dyrektywy Unii Europejskiej i jej filozofia działania zakładają budowę jednolitego europejskiego rynku energii elektrycznej. Dlatego organy regulacyjne w poszczególnych krajach będą wypełniać podobną rolę. Jeszcze raz podkreślam: wytwarzanie i obrót energią będą poddane konkurencji, natomiast przesył i dystrybucja pozostaną regulowane administracyjnie.

Czy zgadza się pan z opinią, że tylko silne, wielozakładowe przedsiębiorstwa energetyczne mają szansę konkurować z zagranicznymi firmami?

Jeśli ma pan na myśli przedsiębiorstwa pionowo zintegrowane, to jestem przeciwny takiemu modelowi energetyki. Wprawdzie występuje on w Europie, ale nie powinniśmy dążyć do takiego rozwiązania, ponieważ wypacza ono ideę konkurencji. Jej fundamentem jest przecież podział na poszczególne zakresy – wytwarzanie, obrót itd. Tam gdzie powinna zaistnieć konkurencja, musimy ją tworzyć, a tam gdzie ma obowiązywać administracyjna regulacja, wiedzieć w jakim stopniu ingerować.

Niedawno jeszcze powszechnie sądzono, że rynek konkurencyjny powinien się charakteryzować nieskończoną liczbą dostawców. Teraz patrzymy na to inaczej. Rynek wymaga nie dużej liczby dostawców, ale takich, których stać na nadążanie za zmianami, wdrażanie innowacji. Niech tych dostawców będzie kilku, ale za to silnych ekonomicznie. Czy powinniśmy odnosić się do konkurencji zagranicznej? Na pewno nie, rynek UE nie będzie miał cech narodowych. Sądzę, że nie będziemy zwracali uwagi, czy przedsiębiorstwo jest niemieckie lub francuskie, ważne, aby było efektywne i sprzedawało nam tanią energię. Pamiętajmy, że rynek konkurencyjny ma działać przede wszystkim na rzecz odbiorcy.

Jakie rekompensaty powinny otrzymać elektrownie i elektrociepłownie po likwidacji kontraktów długoterminowych?

Moim zdaniem problem trzeba postawić tak: czy jesteśmy w stanie rozwiązać kontrakty długoterminowe i za jaką cenę? Dlaczego jest to dzisiaj tak istotne? Umowy te są bowiem najpoważniejszą barierą dla wprowadzenia rynku konkurencyjnego w energetyce. Mówiąc wprost, zostały one zawarte na niekorzyść osób trzecich, czyli odbiorców. Ustalono ceny energii z góry, na 20 lat naprzód, bez względu na jej popyt i podaż. Abstrahując zupełnie od możliwości finansowych odbiorców. Kontrakty są typowym elementem rynku producenta. Teraz musimy rozwiązać ten problem, aby uwolnić się od zobowiązań i nie płacić wygórowanych cen. Problem w tym, czy jesteśmy w stanie to zrobić. Sądzę, że będą duże trudności. Programy przyjęte przez rząd w lipcu zeszłego roku, regulujące kwestię kontraktów nie uzyskały aprobaty Komisji Europejskiej. Dopatrzyła się ona w tych umowach pomocy publicznej, która zgodnie z ideą, logiką i przepisami UE podlega szczególnemu nadzorowi. Jeśli pomoc została udzielona niezgodnie z przepisami Unii, musi być zwrócona. Wspólnota Europejska jest szczególnie wyczuloną na tę kwestię, ponieważ deformuje ona konkurencję, nie służy budowie jednolitego rynku. W dyrektywie dotyczącej energetyki zapisano, że każdy dostawca ma prawo dostępu do odbiorcy końcowego, jak również każdy odbiorca ma prawo wyboru dostawcy.

Wróćmy do kontraktów długoterminowych. Skoro UE oceniła, że samo zawieranie kontraktów było elementem pomocy publicznej, powinno podlegać określonym procedurom. Unijni urzędnicy sceptycznie patrzą również na sposób ich rozwiązania. Odrzucają naszą koncepcję, by elektrowniom i elektrociepłowniom wypłacić rekompensaty jednorazowo, na podstawie prognoz cen energii. Ich zdaniem wypłata pomocy musi oznaczać konieczność wprowadzenia systemu nadzorowania, musi być powiązana z warunkami rynkowymi.

Zatem jaka powinna być wielkość pomocy? Z punktu widzenia samych zainteresowanych, czyli elektrociepłowni, elektrowni i finansujących ich banków powinna być jak największa. W interesie odbiorców jest zaś, by była jak najmniejsza, ponieważ zapłaci za to klient. Nie ma innej drogi, likwidacja kontraktów długoterminowych może się odbyć tylko na takich warunkach, że odbiorcy zrekompensują wytwórcom energii ich nakłady, których nie będą mogli odzyskać funkcjonując na rynku. Tak czy inaczej płaci za to klient, trzeba więc dbać, aby zapłacił jak najmniej. Moim zdaniem konieczny jest kompromis.

Czy pana zdaniem dalsze regulowanie cen gazu nie jest sprzeczne z tworzeniem konkurencyjnego rynku?

To co jest przedmiotem obrotu na rynku nie powinno podlegać administracyjnej ingerencji. Z drugiej strony jednak są sytuacje, gdzie istnieją bariery dla rozwoju rynku konkurencyjnego i pewna ingerencja jest potrzebna. Zarówno dla energii elektrycznej, jak też gazu ceny w obrocie powinny być uwolnione. Będzie to jednak możliwe dopiero wtedy, gdy wszyscy zainteresowani będą mieli dostęp do sieci przesyłowych, czyli korzystać z zasady TPA – dokładnie w 2007 r.

Nawet gdy będziemy mieli już rynek konkurencyjny, z pewnością nie wszyscy będą chcieli z niego korzystać. Z różnych względów: wygody, braku czasu czy specjalistów. Dlatego dyrektywy europejskie przewidują wyznaczenie tzw. dostawcy z urzędu. Dostarczy on energię tym wszystkim, którzy nie będą chcieli kupować jej bezpośrednio u producentów. Przewiduję, że będzie ich wielu. Mówię o gazie i energii elektrycznej łącznie, ponieważ zasada urynkowienia powinna być ta sama.

To prawda: regulowanie cen sprzedaży gazu jest poniekąd sprzeczne z tworzeniem konkurencyjnego rynku. Trzeba jednak patrzeć na to rozwiązanie w innych kategoriach, nie sprzeczności z wolnym rynkiem, ale dochodzenia do niego. Proces ten jest rozłożony w czasie. Będzie trwał tak długo, jak długo konieczna będzie reglamentacja ceny gazu i energii.

Kto jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo dostaw gazu odbiorcy: przedsiębiorstwo zajmujące się transportem czy firma trudniąca się sprzedażą?

Za bezpieczeństwo dostaw gazu odpowiedzialnym uczyniłbym dostawcę. Może się też zdarzyć, że jeśli przedsiębiorstwo zajmujące się transportem źle wykona swoją usługę, towar może do nas nie dotrzeć. Jeśli zaistnieje taka sytuacja, będziemy wyjaśniać kto zawinił, czy system przesyłowy czy dostawca, który np. okazał się niewypłacalny. Jednak generalnie za bezpieczeństwo dostaw będzie odpowiadał dostawca, zwłaszcza dostawca z urzędu. Na bezpieczeństwo dostaw energii trzeba patrzeć także w kategoriach makroekonomicznych. Możemy tu eksponować różne kryteria, np. ekonomiczne, czyli np. racjonalizować koszty, a w ramach pomocy społecznej dostarczać wybranym odbiorcom minimalne pakiety energii.

Czy Prezes URE dąży do regulacji taryfowej znacznie obszerniejszej niż stosowana w pozostałych krajach UE, w tym do regulacji taryf na sprzedaż i magazynowanie gazu?

Absolutnie nie dążę. Uważam, że im mniej taryfowania, tym lepiej. Tylko wszystko we właściwym czasie. Dziś nie można zwolnić wielu przedsiębiorstw energetycznych czy gazowych z obowiązku taryfowania, ponieważ wiele spraw jest jeszcze nie uporządkowanych i gdyby tak się stało, odbiorcy przeżyliby szok cenowy. Nie jestem zwolennikiem taryfowania jako narzędzia regulacji, gdyż często jest ono nieskuteczne. Nie tylko u nas, ale niemal na całym świecie preferowane jest stopniowe dochodzenie do rynku. Chodzi o to, aby przejście między jednym systemem a drugim odbyło się bez szoku.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Piotr Janczarek