Głowa nie boli od sukcesu

Energia XXVI
Dodatek reklamowy do RZECZPOSPOLITEJ.
nr 61 (5834) 13 marca 2001 r.

Głowa nie boli od sukcesu

W dniu 16 listopada 2000 roku główny inspektor ochrony środowiska, Andrzej Ruraż-Lipiński, złożył podpis pod dokumentem, w którym czytamy:

„W związku z wypełnieniem kryteriów dotyczących skreślenia z listy najbardziej uciążliwych zakładów dla środowiska w skali kraju, tzw. Listy 80, przyjętych w dokumencie Państwowej Inspekcji Ochrony Środowiska pt. „Weryfikacja najbardziej uciążliwych zakładów dla środowiska w skali kraju” (…), niniejszym skreślam z ww. listy Elektrownię Turów S.A. w Bogatyni”.

– Dla Turowa jest to zwieńczenie dziesięcioletniej walki, a słowo to nie jest nadużyciem, o poprawę ekologicznego stanu środowiska naturalnego. I chcę tutaj z dumą stwierdzić, że przyjęte w 1993 roku wespół z resortami ochronu środowiska i gospodarki oraz z wojewodą jeleniogórskim programy modernizacji zrealizowaliśmy w sposób bardzo skuteczny i z sukcesem. Nie było to takie łatwe, gdyż podjęło się tego przedsiębiorstwo, które miało majątek wartości około stu milionów, a musiało zaciągnąć zobowiązania na kwotę około siedmiu miliardów złotych, a nikt nie daje takich kredytów pod tak mały zastaw. A jednak nam się udało głównie dlatego, że banki uwierzyły, iż program nasz jest realny, że realizują go ludzie kompetentni i że mamy poparcie rządu. Tak więc skreślenie nas z listy osiemdziesięciu jest, jak powiedziałem, ukoronowaniem tych naszych wieloletnich wysiłków i sądzę, że słusznie to nam się należało. To duża sprawa – mówi prezes Zarządu i generalny dyrektor Elektrowni Turów, Jerzy Łaskawiec.

*

Jedna z największych i najnowocześniejszych dziś nie tylko w kraju elektrowni, jaką jest Turów, powstawała w latach 1958-1971, a więc w okresie, kiedy ochrona środowiska naturalnego była w Polsce jeszcze pojęciem abstrakcyjnym. I chyba mniej wiedziano wtedy na ten temat niż o lotach na Księżyc. Niewiedza ta dała znać o sobie w postaci skutków równie tragicznych co i spektakularnych: tzw. Worek Żytawski, w którym znajduje się elektrownia, zyskał sobie mało zaszczytną nazwę „Czarnego Trójkąta”. Natura nie była już w stanie odpierać zmasowanej ofensywy wszelkiego typu zanieczyszczeń. I sudeckie lasy umierały stojąc.

„Elektrownia Turów S.A. w Bogatyni – jak napisano w cytowanym wyżej dokumencie – znalazła się na „Liście 80″ z uwagi na stałe ponadnormatywne zanieczyszczenie powietrza dwutlenkiem siarki, tlenkami azotu i pyłem oraz odprowadzanie nadmiernie zanieczyszczonych ścieków do wód powierzchniowych”.

W początkach tej dekady licznik wystukał 200 tysięcy godzin eksploatacji urządzeń i elektrownia dobiegała kresu swojej żywotności technologicznej. Brak jakichkolwiek decyzji w sprawie dalszych losów elektrowni doprowadziłby do wyłączenia turbin i w konsekwencji do jej likwidacji. Bezpieczeństwo energetyczne kraju, a szczególnie Dolnego Śląska, wymagałoby więc zastąpienia Turowa nowym obiektem podobnej mocy. Jak dowiodły wyliczenia, koszty jego budowy byłyby 2-, 2,5-krotnie wyższe od kosztów modernizacji dotychczasowego Turowa, nawet przy uwzględnieniu imponujących nakładów na infrastrukturę służącą ochronie środowiska.

O przyjęciu programu modernizacji i rekonstrukcji Turowa przesądziły w końcu dwa istotne czynniki: zaleganie w sąsiedztwie wciąż bogatych złóż węgla brunatnego oraz względy par excellence społeczne. Elektrownia wraz z kopalnią węgla stanowiły główne, jeśli nie jedyne źródło egzystencji 50-tysięcznej ludności tego miniregionu ze stolicą w Zgorzelcu.

W następstwie realizacji tego programu „czarny” do niedawna jeszcze trójkąt odzyskuje stopniowo swoją barwę naturalną, a uzdrowiska w niedalekich Cieplicach, Świeradowie i Karpaczu – swoje walory lecznicze.

*

Istotą podjętej modernizacji Elektrowni Turów stała się wymiana przestarzałych kotłów pyłowych na kotły fluidalne ze złożem cyrkulacyjnym. Jest to technologia oparta na najnowszych w tej dziedzinie rozwiązaniach, które okazały się nie tylko najbardziej ekonomiczne, ale i maksymalnie przyjazne dla środowiska, znajdując zastosowanie w wielu krajach Europy Zachodniej, USA, Japonii i w Chinach. W porównaniu z tradycyjnymi kotły fluidalne emitują minimalne ilości dwutlenku siarki, tlenków azotu i pyłów, a więc produktów i substancji szkodliwych dla środowiska naturalnego. W parze z tak pojętą modernizacją poszła jednoczesna realizacja bogatego programu inwestycji stricte proekologicznych. W ramach tego programu powstał zakład produkcji sorbentu, stanął komin sześcioprzewodowy, rozpoczęła się rekultywacja części wyrobiska miejscowej kopalni produktami spalania węgla i odsiarczania spalin z elektrowni; podjęto modernizację zbiorników retencyjnych i stacji uzdatniania wody oraz budowę oczyszczalni ścieków sanitarnych. Powstał monitoring imisji oraz pomiarów ekologicznych na blokach i kominach.

Wyniki pomiarów dowodzą, że w porównaniu z momentem wyjściowym emisja pyłów zmniejszyła się o ponad 90, a dwutlenku siarki o ponad 80 procent. Na jakikolwiek komentarz silić się nie ma chyba potrzeby.

Kwestię zagospodarowania odpadów wyjaśnia w sposób dość oryginalny specjalista ds. ochrony środowiska w tej elektrowni, inż. Jan Czech:

– Ten region żyje z węgla, a z węgla jest nie tylko prąd, ale są również odpady. Dlaczego energetyka nie miała z nimi problemów? Dlatego, że odpadów tych jest tak wiele, iż nie można po kryjomu wywieźć ich do lasu czy zakopać w jakimś dole. Na przykład zużyty olej, to nie kilka baniek, ale wiele cystern kolejowych, a produkt spalania węgla, czyli popiół czy produkty po odsiarczeniu spalin, to dwa – trzy pociągi towarowe dziennie! Takich ilości trudno nie zauważyć i dlatego trudno podchodzić do problemu na zasadzie „jakoś to będzie”. Rozwiązując ten problem, energetyka działała pod presją konieczności…

Powracając do zasadniczego tematu trzeba stwierdzić, że o wielkości tego bezprecedensowego w skali kraju przedsięwzięcia, jakim jest program sanacji technologiczno-ekologicznej Elektrowni Turów, świadczy wydatkowanie w okresie 10 lat na cele ochrony środowiska 2,8 miliarda nowych złotych. Nic w tym dziwnego, że uzykane efekty realizacji są przedmiotem zainteresowania nie tylko w kraju, ale i za granicą, w tym zwłaszcza w krajach Unii Europejskiej. Jak rzadko gdzie i kiedy – po prostu jest czym się pochwalić.

*

Wszystko to jest jednak tylko jedną stroną medalu. Tę jego drugą stronę odsłania główny specjalista ochrony środowiska, inż. Marian Szymański, wskazując na trudne do przecenienia znaczenie zainicjowanej przed laty współpracy transgranicznej, jaka połączyła energetyków i ekologów Polski, Czech i Niemiec.

– Do uznania i poparcia rekonstrukcji Elektrowni Turów skłoniła decydentów świadomość, że znajdujemy się na flance południowo-zachodniej części Polski, w której poziom zanieczyszczeń w owych czasach przekraczał kilkakrotnie wartości dopuszczalne. Nie było to jednak wyłączną „zasługą” Elektrowni i Kopalni „Turów”. W tym obszarze 80 do 85 procent zanieczyszczeń pochodziło z zagranicy, co było widać doskonale na mapce ich transgranicznych przemieszczeń z dalekich odległości. I my to różnymi badaniami potwierdziliśmy, dochodząc do wniosku, że samodzielne działania Turowa nie wystarczą i nie doprowadzą do pożądanego efektu. Potrzebna była współpraca, która z racji kierunków napływu zanieczyszczeń przekroczy granice państwowe. I to zadecydowało, że nasz minister ochrony środowiska porozumiał się ze swoimi kolegami w Czechach i Niemczech, zapraszając do współpracy Unię Europejską. I tak powstał program pod tytułem „Czarny Trójkąt”, którego Turów był tylko jednym z elementów. W wielu przypadkach Turów był nie tylko inicjatorem, ale też i dyscyplinował tę współpracę – mówi inż. Szymański.

I tutaj wypada złożyć głęboki ukłon w stronę Czechów: jeśli bowiem po stronie polskiej wchodził w grę jeden zakład, to w Czechach kwestia dotyczyła 80 procent całego energetycznego potencjału kraju; i jeśli strona polska wyasygnowała na ochronę środowiska 1,6 miliarda dolarów, to o ileż większe koszty zdecydowały się zapłacić Czechy za rekonstrukcję swojego potencjału!

Podobnie podeszła do całej sprawy strona niemiecka, zamykając m.in. usytuowane tuż za wspólną granicą przestarzałe i groźne dla środowiska elektrownie w Hirschfelde i Hagenwerder.

Jeśli do tego w ogóle doszło, to u podstaw tych trudnych zapewne decyzji legło nie tylko głębokie przekonanie, iż ochrona środowiska nie zna granic, ale również i presja instytucjonalna ze strony Unii Europejskiej.

Efektem podjętej w początkach lat dziewięćdziesiątych współpracy przygranicznych obszarów Czech, Niemiec i Polski stał się wypracowany wspólnie i bezprecedensowy program modernizacji energetyki, doprowadzając do odnowy środowiska po jego głębokiej degradacji. W Niemczech i Czechach odnotowano, podobnie jak w Polsce, spadek poziomu zanieczyszczeń poniżej obowiązujących norm. Oto powody, dla których „Czarny Trójkąt” przestaje już straszyć opinię publiczną, a trójstronna współpraca regionów przygranicznych wykracza poza pierwotnie zakreślone ramy.

Do wymiernych jej rezultatów wicedyrektor Departamentu Współpracy z Zagranicą Ministerstwa Środowiska, dr Jacek Jaśkiewicz, zalicza m.in. powstanie wspólnego i jedynego na świecie systemu monitoringu powietrza, do pośrednich – wpływ na rehabilitację regionu, a do zasadniczych niewymiernych – konsultacje w zakresie zarządzania środowiskiem i wspólne rozwiązywanie problemów.

– Są to osiągnięcia znaczące, ważne dla poprawy stanu środowiska i zdrowia oraz inicjujące rozwój. Wszystko to zawdzięczać trzeba zespołowi ludzi, którzy na klęsce ekologicznej i problemach transgranicznych potrafili zbudować współpracę i podstawy rozwoju regionu – podsumowuje dr Jaśkiewicz.

*

Elektrownia Turów nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, mimo że jej dokonania zyskały uznanie głównego inspektora ochrony środowiska: „Z uwagi na (…) fakt, że elektrownia posiada w pełni uregulowany stan formalnoprawny w zakresie korzystania ze środowiska oraz prowadzi działalność zgodnie z wymogami ochrony środowiska, stwierdzam, że Elektrownia Turów S.A. w Bogatyni spełnia kryteria pozwalające na skreślenie jej z listy zakładów najbardziej uciążliwych dla środowiska w skali kraju” – czytamy w uzasadnieniu tej decyzji.

– Osiągnięć naszych nie traktujemy jako przepustki w wiek XXI – mówi inż. Szymański – ale stawiamy przed sobą nowe zadania zgodnie z rosnącymi wymogami Unii Europejskiej…

(N)