Gra jest warta świeczki

Nasze Zdrowie IV
Dodatek promocyjno-reklamowy do „RZECZPOSPOLITEJ„.
nr 300 (6983) 23 grudnia 2004 r.

Gra jest warta świeczki

Rozmowa z prof. dr. hab. Jackiem Szechińskim, krajowym konsultantem medycznym w dziedzinie reumatologii

Reumatoidalne zapalenie stawów dotyka znaczącej części Polaków. Jakie są główne objawy choroby i kto jest najbardziej narażony na zachorowanie?

Reumatoidalne zapalenie stawów jest przewlekłą chorobą zaliczaną do chorób tkanki łącznej i do grupy chorób z autoagresji. Na RZS choruje w Polsce około 400-500 tys. osób. Na to zachorowanie najbardziej podatne są osoby wieku od trzydziestu do pięćdziesięciu lat. Chorzy w tym przedziale wiekowym stanowią aż 70 proc. osób dotkniętych chorobą. Znacznie częściej, trzy – cztery razy, na RZS zapadają kobiety. Jest to więc schorzenie, które dotyka głównie osoby będące u szczytu aktywności zawodowej, społecznej, rodzinnej.

Choroba zaczyna się z reguły od drobnych stawów najczęściej rąk. Przeważnie zmiany występują symetrycznie, występują obrzęki, nadmierna ciepłota i sztywność poranna. W dalszym etapie rozwoju choroby tworzą się w obrębie stawów tak zwane nadżerki, czyli erozje. Jeżeli pojawiają się wcześnie, oznacza to groźny przebieg choroby. Przez pierwsze dwa, trzy lata choroby, zmiany widoczne są już u 70 procent chorych.

Zbyt późne czy nieprawidłowe leczenie niesie za sobą bardzo poważne skutki, zarówno dla osoby chorej, jak też społeczeństwa. Jakie warunki muszą być spełnione, aby móc skutecznie walczyć z RZS?

Aby prawidłowo leczyć, niezbędne jest przede wszystkim wczesne i prawidłowe rozpoznanie choroby, oparte na kryteriach diagnostycznych. Wczesna i prawidłowa diagnoza daje olbrzymią szansę na powstrzymanie rozwoju choroby. Leczenie może być bardzo skuteczne, ponieważ wprowadzono cały szereg leków modyfikujących przebieg choroby. W trudniejszych przypadkach szanse powodzenia dają metody leczenia biologicznego. Mogą one zahamować rozwój choroby. Jeżeli rozpoznanie nastąpi zbyt późno, zmiany są już nieodwracalne.

Jakie zatem musimy spełnić warunki, aby umożliwić w Polsce skuteczne rozpoznanie choroby? Otóż niezbędne jest przede wszystkim posiadanie możliwości wykonania badań laboratoryjnych. Drugi podstawowy warunek to dostępne i dobrze wykonywane badania obrazowe, jak rentgen, ultrasonografia i rezonans magnetyczny. Dzięki temu wzrastają szanse na wczesne ustalenie diagnozy, zanim dojdzie do nieodwracalnych zmian w organizmie chorego.

Leczenie biologiczne jest bardzo skuteczne. Dlaczego więc są problemy z jego refundacją? Czy wynika to ze zbyt dużych kosztów tego typu terapii?

To prawda, leczenie biologiczne jest drogie. Ale prawdą jest również, że nie musimy go stosować u wszystkich pacjentów. W większości wypadków wystarcza terapia lekami modyfikującymi. Leczenie biologiczne powinno być zarezerwowane dla tych pacjentów, u których choroba przebiega bardzo agresywnie, a terapia lekami modyfikującymi okazuje się nieskuteczna.

Dla ponad 60 procent chorych do zahamowania rozwoju choroby wystarczy terapia lekami modyfikującymi. Gdy okazuje się ona nieskuteczna, dodajemy drugi lek modyfikujący i określamy ten sposób leczenia jako terapię kombinowaną. W ten sposób wzrost skuteczności leczenia zwiększa się o kolejne 20 procent. Pozostaje więc niewielka grupa pacjentów, u których choroba postępuje bardzo szybko i wymagają leczenia biologicznego.

Nie mamy żadnej alternatywy dla tego leczenia. Jeśli go nie zastosujemy, to np. nawet młodzi ludzie, po około trzech latach od wystąpienia choroby staną się inwalidami, a koszt ich egzystencji będą musieli wziąć na siebie podatnicy. Zasadnicze pytanie jest takie: czy lepiej wydać trochę pieniędzy i nie dopuścić do tego, aby chorzy zostawali inwalidami, czy też utrzymywać potem osoby niepełnosprawne. Jest to tylko wymiar ekonomiczny problemu. Znacznie ważniejszy jest etyczny i społeczny. Choroba eliminuje z życia społecznego. Człowiek przestaje pracować, ma utrudnione kontakty. Pogłębiające się inwalidztwo jest ogromną tragedią dla chorego i jego rodziny. A przecież tak nie musi być, albowiem mamy środki, aby do tego nie dopuścić.

Leczenie niewielkiej grupy chorych nie powinno stanowić wielkiego obciążenia dla budżetu czterdziestomilionowego kraju. Dzięki nowoczesnym lekom terapia jest skuteczna, przemawiają za nią także względy społeczne i etyczne. W czym więc tkwi problem?

Problem tkwi w sprawach formalnych i tu właśnie najbardziej widoczny jest absurd tej sytuacji. Otóż zachorowań, o których tu mówimy, po prostu nie ma na liście chorób przewlekłych. W ostatnim czasie uwypukla się te choroby, które mają największy wpływ na śmiertelność społeczeństwa, jak nowotworowe czy kardiologicznie, i słusznie. Ale nie można zapominać o dziesiątkach tysięcy osób cierpiących na choroby przewlekłe. Uchwałą Światowej Organizacji Zdrowia lata 2001-2010 zostały ogłoszone „Dekadą kości i stawów”. Oznacza to, że WHO dostrzega problem, o którym tu mówimy.

Leki są drogie, to fakt. Ale restrykcje związane z ich refundowaniem są zbyt duże. O refundacji decyduje konsultant regionalny, a czasami muszę wydawać decyzję sam, jako konsultant krajowy. Nie chcemy obciążać budżetu. Chodzi nam jedynie o roczne refundowanie leczenia dla 500 chorych na RZS, dla 350 na ZZSK, 200 cierpiących na łuszczycowe zapalenie stawów i około stu dzieci dotkniętych młodzieńczym idiopatycznym zapaleniem stawów. W skali kraju to naprawdę niewiele, a skuteczność leczenia jest naprawdę fenomenalna. Aby się o tym przekonać, warto przyjrzeć się pacjentom, u których zastosowaliśmy te terapie. Pacjenci, którzy przeszli leczenie, czują się, jakby narodzili się na nowo. Choć wcześniej z trudem mogli się poruszać, dzisiaj uprawiają sport.

Warto szczególnie podkreślić skuteczność terapii u dzieci. U tych pacjentów, oprócz zmian stawowych – jak w wypadku osób dorosłych, występuje dodatkowo gwałtowne zahamowanie wzrostu. Lek nowej generacji hamuje proces zapalny, dzieci prawidłowo rosną. Gra jest warta świeczki.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Piotr Janczarek