Nasze Zdrowie IV
Dodatek promocyjno-reklamowy do „RZECZPOSPOLITEJ„.
nr 300 (6983) 23 grudnia 2004 r.
Nie można już dłużej czekać
Wypowiedź dr. n. med. Janusza Medera, prezesa Zarządu Polskiej Unii Onkologii
Realizacja Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych może spowodować podwojenie liczby wyleczeń. Ma to tym większe znaczenie, ponieważ zapadalność na choroby nowotworowe stale rośnie i będzie rosła, a Polska ma ostatnie miejsce w Europie pod względem skuteczności leczenia onkologicznego.
Polska Unia Onkologii jest stowarzyszeniem, które skupia największe autorytety w dziedzinie walki z chorobami nowotworowymi. Protektorat generalny nad tym przedsięwzięciem objęli prezydent RP, Aleksander Kwaśniewski i małżonka prezydenta, Jolanta Kwaśniewska. Naszym celem jest prowadzenie działań na rzecz uchwalenia przez Sejm RP ustawy w sprawie realizacji Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych oraz zapewnienia środków na jego realizację.
Program będzie realizowany przez najbliższe 15-20 lat, a opiera się głównie na rozwoju profilaktyki, czyli wczesnego rozpoznania nowotworów, a co jest z tym związane, większej dostępności badań. Mam tu na myśli m.in. mammografię dla kobiet w określonej grupie wiekowej, cytologię, profilaktykę i wczesne wykrywanie raka jelita grubego, dzięki upowszechnieniu badań wziernikowych u osób po pięćdziesiątym roku życia. Niezmiernie istotne jest również wsparcie lekarzy pierwszego kontaktu.
Strategicznym celem programu jest podwojenie liczby wyleczeń pacjentów dotkniętych chorobą nowotworową za 15-20 lat. Warunkiem sukcesu jest konsekwentne realizowanie założeń programu. W Polsce na choroby nowotworowe zapada rocznie ok. 120 tys. osób, 85 tysięcy umiera z tego powodu. Zajmujemy ostatnie miejsce w Europie pod względem skuteczności leczenia onkologicznego. W USA udaje się wyleczyć ponad 60 proc. chorych, w Europie Zachodniej 45-46 procent, a w Polsce zaledwie 25 do 30 procent. Jeśli program nie będzie realizowany, ta przepaść jeszcze bardziej się pogłębi. Wyniki są tak złe, ponieważ u nas zaledwie 20 proc. pacjentów zaczyna leczenie we wczesnym stadium choroby nowotworowej, czyli wtedy, kiedy istnieją szanse wyleczenia. Opóźnienia w leczeniu spowodowane przez pacjentów i lekarzy pierwszego kontaktu sięgają od pół roku do 2 lat.
Według raportu Światowej Organizacji Zdrowia w 2006, a najdalej w 2008 r. nowotwory będą głównym zabójcą ludzi, detronizując w tej niechlubnej statystyce choroby kardiologiczne. W Polsce również dostrzegamy stały wzrost zachorowań. Przyczyn jest wiele. Jedną z nich jest na pewno niehigieniczny tryb życia, a szczególnie palenie papierosów, picie alkoholu w nadmiarze, ponadto skażenie środowiska naturalnego. Ogromny wpływ ma również starzenie się społeczeństw. Niestety, wciąż zapominamy o badaniach profilaktycznych. Można jeszcze dodać zmiany w obyczajowości, czyli wczesne rozpoczynanie życia seksualnego, częste zmiany partnerów czy rodzenie dzieci w późnym wieku. Niebagatelne znaczenie ma również życie w ciągłym stresie, spowodowane np. przez „wyścig szczurów” czy inne objawy niezdrowej konkurencji w życiu codziennym. Wspomnieć trzeba jeszcze o niezdrowym odżywianiu, które jest częstą przyczyną raka jelita grubego.
Wspomniany przeze mnie raport WHO był skierowany do decydentów we wszystkich krajach świata. Alarmujące informacje mają pobudzić ich do działania. Wydaje się, że w Polsce wreszcie mamy dobry moment do wdrożenia programu. Protektorat nad nim objęli prezydent RP wraz z małżonką, premier Marek Belka i minister zdrowia Marek Balicki są współzałożycielami Polskiej Unii Onkologii. Obaj deklarowali inicjatywę ustawodawczą rządu w tym zakresie. My natomiast zrobiliśmy wszystko, co należało do lekarzy. Opracowaliśmy standardy leczenia w onkologii. Powstała kolejna wersja Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych, ze zmianami, których życzyło sobie Ministerstwo Zdrowia. Teraz czekamy na ustawę. Jej los będzie zależał od tego, czy poprą ją posłowie i senatorowie. Dlatego potrzebny jest silny lobbing i społeczna presja na parlament.
Na realizację programu potrzeba około 200 mln zł rocznie, mniej więcej tyle, ile kosztuje zakup dwustu transporterów opancerzonych dla wojska. Inwestycja, choć wydaje się znacząca, może przynieść także znaczne korzyści finansowe. Wynikają one głównie ze zmiany proporcji chorych, coraz więcej będzie wśród nich osób w pierwszym stadium choroby. Wystarczy wspomnieć, że na leczenie jednego chorego w bardzo wczesnym stadium choroby wydajemy około 20-30 tys. zł, w wyższym stopniu zaawansowania już 80-100 tys. zł. Leczenie pacjenta w najwyższym stadium choroby nowotworowej, a dotyczy to około 80 proc. wszystkich chorych w Polsce, to wydatek przynajmniej 10 razy większy.
Pod każdym względem warto zainwestować w realizację programu, a czynnik finansowy nie jest tu najważniejszy. Na wdrożenie programu czekamy już czternaście lat. Dla tysięcy pacjentów był to czas zbyt długi. n