Dwadzieścia lat w służbie ochrony środowiska

Energia XXXVII / Ochrona Środowiska XIX
Dodatek reklamowy do RZECZPOSPOLITEJ.
nr 294 (6674) 18 grudnia 2003 r.

Od urzędu do ministerstwa – 1983-2003

Dwadzieścia lat w służbie ochrony środowiska

Rozmowa z dr. Józefem Koziołem, prezesem Zarządu Banku Ochrony Środowiska S.A.

Ministerstwo Środowiska obchodzi jubileusz 20-lecia. Pan był jednym z pierwszych ministrów ochrony środowiska, jakie były początki tworzenia resortu?

Najpierw wspomnijmy o przesłankach, które legły u podstaw uchwalenia przez Sejm w lipcu 1983 r. ustawy, na mocy której utworzono Urząd Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Istotną rolę w tym zakresie odegrali posłowie Edmund Skoczyłaś i Bolesław Strużek. Szczególnie ważne są okoliczności, które sprzyjały takiej decyzji ówczesnych władz. Były to narastające problemy degradacji środowiska w naszym kraju, coraz aktywniej artykułowane przez różne organizacje w Polsce i w Europie Zachodniej. Znajdywały one także wyraz w dyskusjach w latach 1980-1981 prowadzonych w Polsce w ramach – jak wówczas mówiono – procesów odnowy. Także rosnąca presja środowiska związanego z gospodarką wodną na rzecz utworzenia w naszym kraju Urzędu Gospodarki Wodnej była taką okolicznością. Ton tej dyskusji nadawali ówczesny sekretarz PAN prof. Zdzisław Karczmarek oraz Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Wodno-Melioracyjnych. Aktywność tamtejszych środowisk naukowych i zawodowych w tym względzie jest godna podkreślenia.

Powódź w styczniu 1982 r., która wyrządziła kolosalne szkody na Żuławach oraz spowodowała ogromne zagrożenia dla Płocka, wywołała także społeczną presję na stworzenie systemu zarządzania ochroną środowiska i gospodarki wodnej w Polsce. Rozproszenie tych spraw w trzech różnych resortach czyniło system nieskuteczny (były to resorty administracji, gospodarki terenowej i ochrony środowiska, rolnictwa i gospodarki żywnościowej oraz komunikacji).

Jako I zastępca ministra rolnictwa i gospodarki żywnościowej otrzymał pan polecenie od ówczesnego premiera Wojciecha Jaruzelskiego, by opracować projekt organizacji Urzędu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Pod pana przewodnictwem odbyła się w tej sprawie konferencja.

W lipcu 1983 r. otrzymałem dyspozycję od premiera Jaruzelskiego, by wspólnie z sekretarzem Rady Ministrów (był nim prof. Zygmunt Rybicki) oraz ministrem administracji gospodarki terenowej i ochrony środowiska (na konferencji był jego zastępca) przygotować taki projekt. W tej sprawie odbyła się robocza konferencja, z udziałem ww. osób oraz ówczesnego dyrektora generalnego MRiGŻ Zdzisława Stencla. To jemu powierzyliśmy przygotowanie koncepcji i struktury organizacyjnej urzędu o tej nazwie. Wywiązał się z tego wyśmienicie, zresztą był doskonałym fachowcem w branży wodnej. To jemu powierzył premier w sierpniu 1983 r. funkcję podsekretarza stanu, p.o. kierownika Urzędu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Skompletował on znaczną część pracowników nowego urzędu, przejmując z Ministerstwa Administracji Gospodarki Terenowej i Ochrony Środowiska departament ochrony atmosfery oraz departament ochrony wód. Z Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej przejęto Biuro Pełnomocnika Gospodarki Wodnej oraz część departamentu melioracji i gospodarki wodnej. Natomiast z Ministerstwa Komunikacji przejęto problematykę dróg wodnych oraz dyrekcję zabudowy kaskady górnej Wisły. Na bazie tych zespołów pracowniczych powstał Urząd Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Kierował nim, jak wspomniałem, minister Zdzisław Stencel. W listopadzie 1983 r. Sejm powołał pierwszego ministra ochrony środowiska i gospodarki wodnej, kierownika urzędu centralnego. Został nim prof. Stefan Jarzębski, wcześniej dyrektor Instytutu Ochrony Środowiska PAN w Zabrzu. Natomiast w listopadzie 1985 r. w miejsce urzędu powołano Ministerstwo Ochrony Środowiska i Zasobów Naturalnych włączając w nie także Centralny Urząd Geologii. Sejm zatem podniósł urząd do rangi ministerstwa, nadal na czele resortu stał prof. Stefan Jarzębski. Tym wydarzeniom aktywnie towarzyszyła prasa na czele z dziennikiem „Rzeczpospolita” i autorką tego wywiadu.

W latach 90. włączono do resortu problematykę lasów państwowych oraz zmieniono nazwę resortu na Ministerstwo Środowiska. Jest ono mocnym ogniwem systemu zarządzania środowiskiem w Polsce.

Polska była chyba pierwszym krajem w naszej części Europy, uznającym potrzebę powołania ministerstwa, którego zadaniem była ochrona środowiska i gospodarka zasobami wodnymi?

To warto podkreślić, bowiem w miarę rozwoju sytuacji w pozostałych krajach, obecnie zwanych postkomunistycznymi, brano z nas przykład. Np. jeszcze wiosną w 1989 roku w ówczesnej Czechosłowacji nie było takiego ministerstwa. Problematyka ochrony środowiska była związana z jednym z resortów, który był prowadzony przez ministra w randze wicepremiera.

Zostałem powołany na ministra środowiska i zasobów naturalnych w październiku 1988 r. i funkcję tę pełniłem jeszcze w czasie, gdy premierem był Tadeusz Mazowiecki.

Czyli w okresie przełomu?

Tak, bo dopiero w 1989 r., po skompletowaniu rządu przez premiera, funkcję tę przejął ode mnie wiceminister Bronisław Kamiński, wcześniej był nim prof. Waldemar Michna, tak więc miałem zaszczyt być trzecim ministrem ochrony środowiska i zasobów naturalnych.

W tym czasie mieliśmy kilka ważnych, acz nie nowych problemów do rozwiązania: m.in. ograniczenie emisji dwutlenku siarki, w owym czasie wynosiła ona 4,5 mln ton rocznie oraz przystąpienie Polski do wielu konwencji i protokołów, np. Protokołu Montrealskiego o ochronie warstwy ozonowej. „Dojrzewał” Narodowy Program Ochrony Środowiska, zapoczątkowany przez moich poprzedników, był nadal zmieniany i doskonalony. Istotny wkład w jego tworzenie wniósł podstolik ekologiczny okrągłego stołu, który obradował w lutym i w marcu 1989 r. W wyniku jego ustaleń wytypowana została lista największych trucicieli środowiska.

W obradach uczestniczyły dwie strony; rządowa i solidarnościowa, ale obrady zakończyły się zgodnymi poglądami co do niezbędnych nakładów i działań na rzecz środowiska. Zresztą niektórzy z uczestników podstolika zostali później ministrami, jak np. prof. Stefan Kozłowski.

Kolejną kwestią było zgromadzenie środków finansowych, które mogłyby skutecznie ten program wesprzeć. W tych warunkach powstała koncepcja Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Miałem zaszczyt finalizować te prace wraz z moimi koleżankami i kolegami wnosząc pod obrady Rady Ministrów i Sejmu projekt zmiany ustawy o ochronie środowiska. Na mocy tej ustawy przyjętej przez Sejm w kwietniu 1989 r. powołany został Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, mocno popierany przez uczestników podstolika ekologicznego. Można tu wymienić wiele nazwisk, które temu wielkiemu przedsięwzięciu sprzyjały.

Co działo się na forum międzynarodowym?

Kraje Europy Zachodniej wywierały wielką presję na poprawę stanu środowiska w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, w tym i w Polsce, Greenpeace już działał. Szybko zostały nawiązane kontakty pomiędzy ministrami Europy Zachodniej i Wschodniej. Miałem zaszczyt poznać wszystkich ministrów środowiska Europy Zachodniej, blisko poznałem panią minister środowiska Austrii, współpracowałem z ministrem środowiska Republiki Federalnej Niemiec Klausem Toepfferem. Udzielał dobrych rad, uważał np. że jedyną szansą dla Polski w realizacji dużych inwestycji proekologicznych jest utworzenie pozabudżetowego funduszu na ten cel, co stało się faktem.

Były też sprawy konfliktowe, w których uczestniczył pan bezpośrednio jako wysłannik rządu polskiego?

Polska miała konflikty ekologiczne m.in. z ówczesną Czechosłowacją, pamiętam zatrucie Odry mazutem. Ponieśliśmy wtedy duże straty w rybostanie, zniszczeniu uległy urządzenia wodne. Budowa huty Stonawa na granicy z Polską oraz wysypiska odpadów, podejrzewaliśmy radioaktywnych, po stronie czeskiej wszakże w rejonie gdzie biorą początek źródła wód mineralnych Kudowy Zdroju – to kolejne przykłady. Udało się te konflikty rozwiązać pomyślnie dla Polski.

W czasie gdy byłem ministrem, ważna była konferencja przedstawicieli rządów wszystkich krajów w marcu 1989 r. w Londynie, pod auspicjami premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher, poświęcona ochronie warstwy ozonowej. W imieniu władz Polski miałem zaszczyt zadeklarować, iż nasz kraj stanie się sygnatariuszem Protokołu Montrealskiego i zgodnie z zobowiązaniami odstąpiliśmy od produkcji freonów.

Były w tym czasie też inne problemy, jak np. budowa zbiornika na Dunajcu w Czorsztynie. Ekolodzy i dziennikarze zaatakowali, że inwestycja zniszczy środowisko. Nie miałem wątpliwości co do słuszności tej inwestycji nie tylko jako minister. Te strony są moimi rodzinnymi i we wczesnej młodości byłem świadkiem dwóch wielkich powodzi i tragedii ludzi, którzy w jej wyniku stracili domy. Zbiornik w Czorsztynie zdał egzamin – jak wiemy – w czasie wielkiej powodzi w 1997 r.

Wybuchł też z całą grozą – narastający od kilku lat – problem „diabelskiego trójkąta”, które to miano nadano klęsce ekologicznej w lasach Gór Izerskich. W jego rozwiązanie zaangażowało się wówczas trzech premierów ówcześnie sąsiadujących państw.

Jak pan ocenia politykę kolejnych rządów w ochronie środowiska w minionym 20-leciu?

Mogę tylko wyrazić głęboki szacunek do moich poprzedników i następców, bowiem przy zróżnicowanym dorobku każdego z nas (jednego ministra, który sprawował swą funkcję bardzo krótko w pierwszej połowie lat 90., nie zdążyłem poznać) wszyscy byliśmy wrażliwi na sugestie opinii społecznej i pozarządowych organizacji ekologicznych oraz oceny międzynarodowe. Tak jest też obecnie.

Współtworzył pan także Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz jedyny do dziś w Europie Bank Ochrony Środowiska S.A. Czy dziś jest pan zadowolony z pracy tych instytucji?

Jednym z zasadniczych problemów – dodam skutecznie rozwiązanych – był system finansowania ochrony środowiska i gospodarki wodnej. Tu specjalną historię ma Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz Bank Ochrony Środowiska, podobnie jak fundacja EkoFundusz. Podkreślam szczególną rolę Narodowego Funduszu, bo on jest swego rodzaju matką wielu przedsięwzięć. Wiele miesięcy trwała praca nad jego powołaniem. Okoliczności, jakie zbiegły się na przełomie lat 1988-1989, były wyjątkowo sprzyjające powołaniu tej instytucji. Doceniam wkład wielu osób, ale przyznam; jestem dumny z siebie w tym przypadku, ponieważ ówczesne moje usytuowanie i znajomość tej problematyki i finansów, bo z tego zakresu jestem ekspertem, wydaje mi się, że bardzo wspomogły myślenie koleżanek i kolegów w ówczesnym Ministerstwie Środowiska oraz w ówczesnej opozycji. Wspólnie udało nam się przeforsowanie ustawy w tym zakresie. Chciałem tutaj wymienić z wielką atencją ówczesną przewodniczącą Sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, panią profesor Bożenę Hager-Małecką.

Ta ustawa nie miała przeciwników. W lipcu 1989 r. rozpoczął pracę Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Powoływałem pierwszą Radę NFOŚiGW, składała się ona z ekspertów, pracowników ministerstwa i przedstawicieli związków zawodowych. A na jej przewodniczącego powołałem Bronisława Kamińskiego, późniejszego ministra ochrony środowiska. Pierwszym szefem zarządu Funduszu był Lech Puczniewski, a pierwszym zgłoszonym na członka Rady był desygnowany przez Lecha Wałęsę dr Zygmunt Grzywacz.

Do czasu utworzenia Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej funkcjonowały dwa fundusze: Fundusz Gospodarki Wodnej i Fundusz Ochrony Środowiska. One nie miały osobowości prawnej, były w pewnym sensie częścią składową budżetu Ministerstwa Ochrony Środowiska i Zasobów Naturalnych. Jako instytucje nie mające osobowości prawnej były podatne na subiektywny wpływ osób zarządzających środkami. Jedną z podstawowych przesłanek naukowych i pragmatycznych było nadanie Funduszowi niezależności. Dziś NFOŚiGW posiada osobowość prawną, podlega kontroli NIK. Później zdecydowano, że jego budżet jest załącznikiem do budżetu państwa.

Wpływy do NFOŚiGW stanowią opłaty za korzystanie ze środowiska i kary za przekroczenia norm dopuszczalnych zanieczyszczeń. Ówczesny minister finansów Leszek Balcerowicz sprzyjał temu rozwiązaniu, co ułatwiło ministrowi Kamińskiemu wprowadzenie systemu indeksacji świadczeń na rzecz Funduszu.

W miarę poprawy stanu środowiska wygasa jedno ze źródeł stałego zasilania Funduszu, czyli kary. Na przestrzeni ostatnich prawie 15 lat. emisja SO2 zmniejszyła się o ok. 70 proc. Narodowy Fundusz odegrał zasadniczą rolę w przyspieszeniu nakładów inwestycyjnych. Wystarczy powiedzieć, że z ok. 0,5 proc. PKB, jakie w owym czasie wydawaliśmy na ochronę środowiska i gospodarkę wodną, nakłady te wzrosły do 1,7 PKB w latach 1988-1999, obecnie niestety są mniejsze. Narodowy Fundusz odegra też znaczną rolę, kiedy Polska przystąpi do UE.

Czy koncepcja utworzenia Banku Ochrony Środowiska S.A. była konsekwencją powołania Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska?

Przesłanką powołania Banku Ochrony Środowiska była chęć posiadania przez środowiska ekologiczne banku wyspecjalizowanego w finansowaniu przedsięwzięć w ochronie środowiska. Zgodnie z ustaleniami, jakie zapadły przy okrągłym podstoliku miał być to bank prywatny – taki on jest – spółka akcyjna. Projekt powołania banku zgodnie z tą koncepcją napisałem w październiku 1989 r. (projekt powołania banku zwanego Ekobankiem, dziś już pożółkły papier, spoczywa nadal w kasie pancernej prezesa BOŚ S.A. – przypis K.F.). Tę pierwszą koncepcję powołania BOŚ S.A przedstawiłem na kolegium Ministerstwa Środowiska i Zasobów Naturalnych na początku grudnia 1989 r. Założycielami Banku Ochrony Środowiska S.A. był Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz przedsiębiorstwa PKS, Polimex CEKOP S.A., Metronex, Społem, Liga Ochrony Przyrody i kilka innych instytucji chroniących środowisko i korzystających z jego zasobów. Bank rozpoczął działalność w 1992 r. Ale to już kolejna historia…

Rozmawiała Krystyna Forowicz

 

Dwadzieścia lat w służbie ochrony środowiska